Ktoś mądry powiedział kiedyś, że zdjęcie oddaje tylko rzeczywistość. Rysunek z kolei to rzeczywistość – nasza rzeczywistość wzbogacona o wyobraźnię, fantazję i kulturę. Powstaje pytanie: czy za pomocą rysunku można przenieść emocje i kontekst fabularny, który towarzyszy nam podczas seansu w kinie? O to pytam Jacka Zygmunta, który prowadzi ciekawą stronę: Rysunkiem o Kinie, na którą kiedyś przypadkowo natrafiłam.

Jacek::

Rysowaniem zajmuję się od zerówki. W zasadzie nie planowałem, iż będzie to mój zawód, ale przez te wszystkie lata wszędzie i przez wszystkich postrzegany byłem jako ten, który ładnie rysuje. W związku z tym, chcąc nie chcąc musiało się tak potoczyć moje życie. Do pewnego stopnia w tę stronę skierował mnie również wczesny debiut – opublikowałem swój pierwszy rysunek w „Dzienniku Zachodnim” mając zaledwie 11 lat…

Jacek:

Zawsze zastanawiałem się, jak połączyć moje dwie największe pasje – rysunek i kino. Pierwsze próby przedstawienia rysunkiem tematów filmowych podjąłem już w latach 90., publikując rysunki w popularnym wtedy miesięczniku ogólnopolskim „Cinema Press Video”.

Pomysł na „Rysunkiem o Kinie” wziął się z tego, iż obserwowałem powstające lawinowo portale poświęcone kinu; wszyscy brali się za pisanie, pełno było recenzentów, felietonistów, ale zupełnie nikt nie poświęcił temu tematowi rysunkowych komentarzy, karykatur, czy nawet żartów. Pomyślałem: to przestrzeń dla mnie!

Jacek:

Przede wszystkim musi być spostrzegawczy i pomysłowy. Poza tym rysownicy dzielą się na takich, którzy mają zacięcie do karykaturalnego rysunku i takich, którzy poświęcają się komiksowi.

Ja czuję się zdecydowanie lepiej w satyrze, ale zaczynam także zapuszczać się powoli w rejony świata komiksu.

Jacek:

Odpowiem krótko: wszystko idzie w dobrym kierunku. Animacja ma się świetnie, wystarczy zobaczyć nominowane co roku filmy w tej kategorii. Staram się oglądać wszystkie na bieżąco. Powstaje wiele perełek animacyjnych tzw. shortów. Bazują na świetnych pomysłach i są perfekcyjnie wykonane.

Jacek:

Oczywiście! Wychowałem się na naszych bajkach produkowanych w Bielsku Białej, potem jednak fascynacja Disneyem i Hanna-Barberą musiała wziąć górę. Jako 18-latek zdałem nawet egzaminy do oddziału Hanna-Barbery w Bielsku, lecz matura była ważniejsza, a potem… zacząłem już kreować swoje historie rysunkowe dla gazet.

Jacek:

Mam parę zamysłów, nie chciałbym jednak o nich tu wspominać, bo jeszcze mnie kto ubiegnie:) Jak tylko wdrożę je w życie, na pewno będą widoczne na stronie.

  • Kino to dla mnie…

Jacek Zygmunt: Laterna magica, przygoda, opowieść…

  • Gdy byłem mały, chciałem być…

Jacek Zygmunt: Davidem Vincentem (to bohater serialu „Najeźdźcy z kosmosu”)!

  • Pierwszym filmem, który zobaczyłem, był?

Jacek Zygmunt: W kinie mogła to być animacja „Dzieci wśród piratów” w reżyserii Hiroshi Ikeda z 1971 roku.

  • Pierwsza filmowa miłość?

Jacek Zygmunt: Raquel Welch… Pierwszy raz zobaczyłem ją w telewizji w „Fantastycznej podróży” w latach 70. W latach 80. przysłała mi zdjęcie z dedykacją 😉

  • Trauma filmowa z dzieciństwa? 

Jacek Zygmunt: Scena, którą oglądałem w wieku kilku lat: Yves Montand w malignie obserwujący wychodzące zza ściany pająki… Po latach dowiedziałem się, że scena ta pochodzi z arcydzieła „W kręgu zła” mojego mistrza Jean Pierre’a Melville’a.

  • Moim najlepszym przyjacielem z filmów mógłby być…?

Jacek Zygmunt: Jean Paul Belmondo! Za brawurę i łobuzerski czar.

  • Na bezludną wyspę mogę wziąć tylko jeden film i jeden soundtrack. Zabieram więc…

Jacek Zygmunt: „Deszczową Piosenkę” i ścieżkę z „West Side Story”.

  • Na najbliższy seans wybieram się na?

Jacek Zygmunt: Najnowszy film Wojtka Smarzowskiego – „Kler”.

  • Film, który zawsze poprawia mi humor? 

Jacek Zygmunt: „Pół żartem, pół serio” Billy’ego Wildera.

  • Największy filmowy wróg?

Jacek Zygmunt: Falconetti z „Pogody dla Bogaczy”!