Greckie pojęcie „Persona” mieści w sobie zarówno maskę, rolę teatralną, rolę w kulturze, tożsamość, jak i osobę, suwerenny podmiot będący czymś więcej niż tylko swoimi przejawami, tożsamościami, charakterem. Wiele filmów podejmuje tematykę masek, sztuczności, ról, tożsamości, autentyczności czy niepowtarzalności osoby. Czy twórcy odpowiednio są przygotowani do takiego przedstawienia świata? A my widzowie mamy dojrzałość by interpretować filmy?

Na dzisiejszą kozetkę zaprosiłam Krzysztofa Czekaja i Jana Rajssa. A wszystko za sprawą Ogólnopolskaiej Interdyscyplinarnej Konferencji Naukowo-Artystycznej Persona, która odbędzie się w dniach: 26-27 czerwca w Krakowie.

Jan Rajss – Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego:

Pomysł na Konferencję rodził się w mojej głowie od dłuższego czasu – zawsze bardzo chciałem zorganizować wydarzenie, łączące kulturę i naukę na wysokim poziomie. Zawsze czułem też wielką miłość do Kina. Wykorzystanie filmu, jako tła do wykładów wydało mi się prostym, a zarazem bardzo intuicyjnym i dobrym rozwiązaniem, umożliwiającym przedstawianie sztuki filmowej, która w pewien sposób może nastroić uczestników do przeżywania głębszych refleksji podczas wystąpień związanych tematycznie z poszczególnymi dniami konferencji.

Krzysztof Czekaj – student Całościowego Kursu Psychoterapii Psychoanalitycznej organizowanego przez Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic Szpitala Specjalistycznego w Kobierzynie, wieloletni koordynator autorskich seminariów klinicznych z zakresu analizy jungowskiej, psychoterapii egzystencjalnej, antypsychiatrii i psychiatrii krytycznej. Członek Komitetu Organizacyjnego:

Naturalnie, że będą przedstawiane badania. Zapewne, nie wszystkie własnoręcznie wykonane przez referentów, ale często z dobrego przeglądu, porównania lub metaanalizy można wynieść o wiele więcej ciekawych wiadomości, niż z prezentacji pojedynczych empirycznych wyników jednego eksperymentu. Celem jest prezentacja jak najliczniejszych form rozumienia, odnoszenia się, punktów widzenia w ujmowaniu przestrzeni masek, funkcji, ról społecznych, tożsamości, osobowości, sposobów bycia.

Krzysztof Czekaj:

Nie wchodząc w złożone problemy dynamiki wiedzy a priori i a posteriori, ja odniósłbym się przede wszystkim do podstawowego kantowskiego rozróżnienia w którym aprioryczność to strefa tych elementów przeżyć jednostki, która najbardziej jest pierwotna, stała, uniwersalna, najbliższa natury, zaś aposterioryczność to poziom ukształtowany przez doświadczenia, zewnętrzność, środowisko, świat przedmiotów. Oczywiście, to wszystko się z sobą wiąże i komplikuje, gdyż aposterioryczności nie byłoby bez aprioryczności, zaś aprioryczność nie mogłaby się realizować bez aposterioryczności, jednak podstawowa jest wciąż tu uprzedniość, pierwotność poziomu a priori i następczość poziom a posteriori. Czy można by je zatem po prostu odnieść do klasycznego psychologicznego sporu „nature versus nurture”? Natura czy wychowanie? W jakimś stopniu tak, ale to zdecydowanie nie wyczerpuje bogactwo ich znaczeń.


Oczywiście, przede wszystkim sądzę, że trzeba relację między tymi strefami budującymi ludzkie poznanie, czytać w kontekście tej konferencji wobec terminu „Persona”. A zatem kluczowy jest wymiar tego co najbardziej wewnętrzne, własne, wrodzone, konstytutywne, podstawowe, fundamentalne, autentyczne w relacji do wymiaru tego, co nabyte, pochodzące od środowiska, otoczenia, kultury, cywilizacji, aktualności, dziejów, sieci społecznej, rodziny, doświadczeń, języka. Które to sfery naturalnie głęboko i w sposób zupełnie nie do prostego rozdzielenia się przenikają i dlatego czynią tyle kłopotów badaczowi.

Krzysztof Czekaj:

Zapewne właśnie ta enigmatyczność jest tu kluczowa. Tematem konferencji jest Persona, a to greckie pojęcie mieści w sobie zarówno maskę, rolę teatralną, rolę w kulturze, tożsamość, jak i osobę, suwerenny podmiot będący czymś więcej niż tylko swoimi przejawami, tożsamościami, charakterem. Dlatego, choć wiele filmów osobno podejmuje tematykę masek, sztuczności, ról, tożsamości, autentyczności czy niepowtarzalności osoby, to prawdopodobnie „Persona” Bergaman jest tym z nich, który najlepiej wygrywa wszystkie znaczenia persony i zatem posłużyć może jako doskonały punkt odniesienia i kontekst do wszelkich związanych z nią rozważań.

Jan Rajss:

Tematyka wykładów będzie bardzo bogata – poruszane będą kwestie kliniczne, społeczne, poznawcze, psychoanalityczna a także – pamiętać należy o interdyscyplinarności wydarzenia – antropologiczne czy filozoficzne. Wszystkie tematy będą dotykać człowieka.

Krzysztof Czekaj:

Ach, a jakich nie nakładamy? Czy zdarza się nam w ogóle występować nie pod jakąś – tą czy inną – maską? Czy nasze wyobrażenia o ja, ten punkt samoświadomości w którym twierdzimy coś o sobie i snujemy sobie o nas samych autonarrację – też nie jest pewną maską, którą zakładamy? Tylko że podczas tego najtrudniejszego kontaktu społecznego ze wszystkich – kontaktu z sobą samym? Dla mnie, jako dla wywodzącego się przede wszystkim z nurtu psychoanalitycznego, kluczowe są jednak te maski, które nakładamy, a często zupełnie o tym nie wiemy, nawet gdyby je nam dziesiątki razy wskazywać palcem. Gdy odgrywamy rolę posłusznego syna lub niesfornego urwisa.

Gdy wcielamy się z postać szukającej troski lub ofiarującej troskę córki. Gdy opanowuje nas zazdrość, zawiść, frustracja, oburzenie, tak charakterystyczne dla lat naszej młodości, kiedy podobne uczucia kierowaliśmy do starszego, młodszego, równoletniego nam brata czy siostry. Gdy podejmujemy się jakiejś tytanicznej pracy, nieskończonego dzieła, niczym heros pradawnych opowieści. Gdy widzimy siebie i działamy przede wszystkim przez pryzmat tej jednej postaci, bohatera ulubionej książki, idola, autorytetu, którzy towarzyszyli nam mentalnie całą młodość. Gdy opanowuje nas duch buntu, przewrotu, rewolucji, wywracania porządków – dionizyjski, tricksterski, chaotyczny, ikaryczny – i utożsamiamy się już tylko ze zmianą, nigdy ze stałą, spokojem, trwaniem.

Gdy znów wchodzimy na scenę odgrywanych od tysiącleci dramatów – freudowskiego mitu Edypa opowiadającego o budowaniu relacyjności i życia wobec innych; jungowskiego mitu Heraklesa opowiadającego o budowaniu własnej tożsamości i szukaniu miejsca w świecie oraz sensie; campbellowskiego mitu „Bohatera o tysiącu twarzy” opowiadającego o przemianie, odbudowie, dekonstrukcji i rekonstrukcji czy hillmanowskiego mitu o Psyche i Erosie, duszy, która w poszukiwaniu miłości musi najpierw odnaleźć swój własny zamęt, wielogłos, nastrojenie

Krzysztof Czekaj:

Minęło ponad 150 lat od wydania książki włoskiego psychiatry i kryminologa, Cezarego Lombroso, „Geniusz i obłąkanie”. Dziś wiemy już, że nie da się łatwo nic powiedzieć o związkach innego widzenia świata, psychozy, nerwicy, odmiennych stanów świadomości oraz twórczości literackiej, plastycznej czy dowolnej innej. Choćby dlatego, że wpierw trzeba by bardzo precyzyjnie zdefiniować o które „odmienne widzenie świata” nam chodzi, a potem dowiedzieć się o którą twórczość pytamy. Zawsze jedną, konkretną. Bo wskaźniki „uogólnionej” twórczości, którymi dysponujemy w znakomitej większości można by równie dobrze postawić koło testu skojarzeń Rorschacha.

Przede wszystkim jednak, wiemy, jak wiele nie wiemy. Czy twórca widzi świat inaczej z urodzenia, talentu, jest to jego bazowa realność czy też spojrzenie wielo-perspektywiczne, inno-perspektywiczne, otwarte, dostrzegającego ósmą barwę tęczy i dodatkowy kolor magii powinien on sobie mozolnie wypracowywać latami ciężkiej pracy nad sobą i swoim Warsztatem Spojrzenia, nim w ogóle spojrzy na coś i nim zacznie o tym pisać? I jeśli twórca faktycznie miałby widzieć świat inaczej – czy jest to stan pożądany czy wręcz przeciwnie?

Wszak, jak pisał Maurice Blanchot w „Przestrzeni literackiej”, choć autor musi zatopić się w świecie oddalonym, samotnym, bezkresnym, świecie „rozległego szmeru, gdzie język otwiera się i staje się obrazem, mówiącą głębią, niezróżnicowaną pełnią, która jest pusta”, to następnie trzeba z tego świata również wyłonić się na powierzchnię. Dłoń, która zaczęła pisać i ujmować w słowa, dźwięki, obrazy te nieprzeniknione krainy przestrzeni twórczej musi zostać zatrzymana przez drugą dłoń, która przerwie pisanie, da czas korekcie, edycji, refleksji, analizie, zajmie się redagowaniem spisanego. Inaczej nigdy nie powstanie dzieło.

Czy zatem twórca miałby być obarczony podwójną zgryzotą – nie tylko musi się nauczyć zagłębiać w innej perspektywie, lecz także wracać? W takim ujęciu, pewna zdolność spojrzenia inaczej byłaby ważnym warunkiem koniecznym twórczości, ale zupełnie nie jedynym oraz nie w nadmiarze