Głosy w głowie Czarnego Konia? Biedak… Nieprzerwanie od sześciu lat słyszy 4 szepty. Czy to choroba? Może powinien udać się po pomoc do specjalisty? Nic bardziej mylnego:)

Tym razem na kozetkę zaprosiłam całą gromadkę gości: Natalię Kaniak, Zuzannę Maciejak, Jacka Wandzel, Pawła Świerczka, Sławka Kruka oraz Przemka i Bartka Sołtysików. Co ich łączy?

Ars Independent Festival, który od 27 września zagalopuje do Katowic. Organizatorami wydarzenia są instytucja Katowice Miasto Ogrodów oraz Miasto Katowice. Więcej info znajdziecie tutaj.

Przemek:

Pomysł na festiwal, a więc i nazwę, zrodził się w trakcie starań Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, 6 lat temu. Miasto Ogrodów poszukiwało wtedy nowych pomysłów i nowych wydarzeń – Ars Independent stał się jednym z nich. Festiwal ma charakter międzynarodowy (konkursy, goście, program), stąd też nazwa częściowo po angielsku („independent”), a częściowo, gwoli uściślenia, zaczerpnięta z łaciny („ars”).

Bartek:

Wpierw trzeba sięgnąć do „historii”. Z Arsem zaczynaliśmy jako festiwalem filmowym z ambicjami czerwonodywanowości. Jednak, po pierwsze, prędko sobie zdaliśmy sprawę, że festiwali filmowych jest bez liku. Po drugie – festiwal filmowy to anachroniczna i pretensjonalna konstrukcja. Jak zresztą każde wydarzenie kulturalne, które zamyka się w hermetycznym gronie określonego medium w dobie trans-, multi-, postnarracji i takich tam. A po trzecie – nudziło nam się. Robimy festiwal, na który sami chcielibyśmy się wybrać.

Festiwalowiczek i festiwalowiczów takich jak my jest zresztą wielu – co udowadnia rosnące z roku na rok zainteresowanie Arsem. Każdy z nas pogrywa sobie w wolnej chwili na smartfonie, pod wieczór wybiera się do kina, a nocą bawi na koncercie. Odbiorcy kultury, czyli każdy z nas, nie mieszczą się w szufladkach. Tegoroczny program Arsa tego dowodem – znajdziecie tam kategorie „film”, „animacja”, „gry wideo” czy „wideoklip”, ale tak naprawdę wydarzenia tam przypisane mogłyby się równie dobrze znaleźć w kilku innych miejscach. W niespójności siła!

Sławek:
Kino ewoluuje za sprawą nowych form dystrybucji. Powstaje coraz więcej filmów i równocześnie skraca się okres ich dystrybuowania w kinach. Rynek dystrybucyjny mocno się zmienia ze względu na pogłębiający się wpływ dystrybucji cyfrowej w internecie. Pojawia się coraz więcej platform gdzie legalnie można oglądać filmy online. Jest łatwiejszy i szerszy dostęp do nowych produkcji, ale kino wciąż pozostaje pierwszym i najbardziej prestiżowym miejscem do oglądania filmów. Zresztą od paru lat wyraźnie zwiększa się frekwencja w polskich kinach i prognozy na przyszłość są dosyć optymistyczne.

Paweł:
Wideoklipy i polska scena muzyczna nie zmierzają nigdzie. Nie wierzę w teleologię.

Jacek:
Przekonamy się tak naprawdę wtedy, kiedy ukażą się nowe-stare konsole, czyli Nintendo NX i mocniejsze wydania sprzętu Sony i Microsoftu. Widać, że twórcy mają już narzędzia, by wcielać najbardziej szalone i ambitne pomysły w życie, tylko brakuje im jeszcze czystej mocy obliczeniowej. Dobrym przykładem ostatnia tendencja do umieszczania gracza w ogromnych światach: generowanie takich przestrzeni nie stanowi już większego wyzwania, natomiast dalej twórcom brakuje czegoś, by te ogromne połacie terenu wypełnić atrakcyjną rozgrywką. Nadchodzące konsole również ostatecznie wprowadzą VR-y (wirtualną rzeczywistość) do domów i przekonamy się, na ile ta technologia zrewolucjonizuje medium.

Natalia:
Wszystko zależy o jakim rodzaju animacji mówimy. Do przodu poszły animacje VR-owe – nawet Tymbark wyskakuje w reklamie na Youtubie w 360. Animacja cyfrowa może już spokojnie odwzorowywać wizualnie naszą rzeczywistość. Aczkolwiek do tego potrzeba czasu, zapału i pieniędzy, dlatego w kinach wciąż widujemy beznadziejny popis taniej animacji, jak chociażby w „Sausage Party” czy w ostatniej produkcji DC „Batman: The Killing Joke”, w których widać „leniwie” zanimowane sceny. Patrząc na zgłoszenia, które przychodzą do nas na Arsa, można zwrócić uwagę na to, że coraz mniej animacji robionych jest tradycyjnymi metodami, np. lalkowymi, rysunkowymi czy poklatkowymi. A jeśli już takie się zdarzają, to w dużym stopniu są to filmy z cyfrową postprodukcją. Tak jak w każdym z obecnych na Arsie medium, sporo animacji miewa przesłanie ideologiczne, bywając manifestami np. ekologicznymi czy wolnościowymi. Taką myśl można zauważyć np. w tegorocznych „Psychonautach: Zapomnianych dzieciach”. Dalej dosyć modnym tematem jest technofobia czy krytyka dyktatury. To już niemal konwencje, które pod względem tematów są wdzięczne wizualnie i dlatego łatwo je zepsuć, popadając w truizmy i nieznośne klisze. Ale pytanie dokąd zmierza animacja to pytanie do twórców i naukowców. Sama siedzę w animacji dopiero od kilku lat.

Natalia:

Jak w przypadku każdego medium, filmy animowane i możliwości jakie otwierają one przed widzami i twórcami, można poznać dopiero po konkretnym zgłębieniu tematu. Ale chyba najciekawszym w animacji jest to, że w pewnym sensie naprawdę znajduje się ona obok całej kultury audiowizualnej, podczas gdy bez niej wiele rzeczy w ogóle nie poszłoby do przodu, jak np. 3D, efekty specjalne, czy VR. Same animacje krótkometrażowe to formy dla wielu widzów zupełnie nieatrakcyjne, bo kojarzone z czymś w rodzaju wizualnej poezji. To trochę wymagające medium, do którego trzeba mieć cierpliwość, otworzyć się emocjonalnie i przy okazji być wyczuloną/-ym na fałsz i kicz.

Zuzanna:
Kierujemy się głównie instynktem naszych programerów, którzy starają się trzymać rękę na pulsie, gdy idzie o najciekawsze nurty w kinie, muzyce, grach wideo, a szczególnie – we wszystkim co znajduje się pomiędzy. Szukają niszowych zjawisk, które ich zafascynują, wydadzą im się przełomowe lub po prostu ekscytujące. Z pozycji raczej fanów niż poważnych kuratorów sztuki, dzielą się potem swoimi znaleziskami z naszymi festiwalowiczami, tak jakby to byli po prostu znajomi. Staramy się szukać w miejscach, od których inni odwracają wzrok, gdzie łatwo przeoczyć coś ciekawego. Próbujemy i badamy różne obszary, dając sobie prawo do błędów.

Natalia:
Tak, macie się bać. Ale to co Was przerazi, to coś więcej niż Gargamel, Jason X czy Babadook. A wiem co mówię, bo przeraża mnie cała trójka.

Jacek:
I tak, i nie: tak, bo interaktywny horror to zupełnie inne wrażenia niż ten pasywny; nie, bo warto zobaczyć, co dzieje się w najbardziej interesującej współcześnie niszy gier.

Paweł:
Tak. Tak jak całego złego świata, w którym żyjemy.

Bartek:
Właściwie serducho Czarnego Konia napędza kilka-kilkanaście osób zaangażowanych przez cały rok. Aczkolwiek przy rozmachu imprezy, jaki oferujemy – a przecież wciąż daleko nam do festiwali-molochów – kolejne kilkadziesiąt osób także odnajduje swoje miejsce. Aż setki się nie doliczyłem, ale bardzo wielu osobom jesteśmy wdzięczni za wsparcie, pomoc i radę, bez których nie dalibyśmy rady podołać temu przedsięwzięciu. Dla kogoś nieobeznanego w kulisach produkcji wydarzenia może się wydać zaskakujące ile pracy różnych osób jest potrzebnych by np. pokazać w kinie film na festiwalu. Dużo. A trzymamy się razem, już od kilku lat, bo się chyba lubimy. A Miasto Ogrodów, organizator Ars Independent, to fantastyczna przestrzeń do wspólnych działań.

Paweł:
Wystąpią w Katowicach: M.O.O.N. (USA), Subject Lost (CZE), Zdrada Pałki (DEU / POL), Bukowicz (POL), a także Joanna Szumacher i Paweł Cieślak z „Kopytami zła” (POL). Niestety, nie ma tu nic dla fanów hip-hopu, bluesa, reggae i paru innych gatunków. Wykluczeni są słuchacze folku, disco polo, jazzu czy klasyki. Trudno jednak zadowolić wszystkich pięcioma koncertami. Na scenie muzycznej Ars Independent na pewno znajdą coś dla siebie fani szeroko pojętej elektroniki. Będzie i wesoło, i smutno. I z pewnością będzie można potańczyć.

Jacek:
Na pewno odwiedzą nas twórcy polskiego indie, czyli nurtu gier „niezależnych”. Będzie to dobra okazja, by spotkać się z autorami i porozmawiać w innej, nieco bardziej intymnej i nieformalnej atmosferze, niż na targach czy imprezach branżowych. Również sami twórcy będą mieli okazję skonfrontować się z nieco bardziej różnorodną, czasem laicką publicznością. Dowiedzieć się można sporo już z opisów samych gier, które nominowaliśmy w konkursie o tytuł Czarnego Konia: że świat rozrywki interaktywnej jest naprawdę bogaty, kreatywność autorów gier nie zna granic, a najlepsze i tak dopiero przed nami.

Bartek:
Nie jesteśmy ekspertami. Nie byłbym nawet pewien czy gramy, słuchamy i oglądamy ponad przeciętność. Ale chętnie dzielimy się tym co znajdziemy i ochoczo oddajemy scenę twórcom, których zapraszamy do Katowic. Ars to taki festiwal od znajomych dla znajomych. W infomasie i niekontrolowanej obfitości twórczości, które wydarzają się wokół nas, festiwal jako taki na pewno pełni rolę swoistego przewodnika czy kierunkowskazu, aczkolwiek w naszym przypadku jest to raczej przyjacielska opinia, aniżeli głos z katedry.