Gdzie jest sens?

Dzisiejsze recenzje filmów i 19-stą odsłonę przeglądu Kino na granicy łączy jak wspominałam w podsumowaniu słowo: MATKA. Będziemy obracać się w klimacie akceptacji siebie i sensu życia. Ostatnio na warsztatach w ramach Filmowych Psycho-Tropów, kumpela w niezwykle ciekawy przedstawiła to czego się obawiamy i na ile poznajemy siebie. Szczególnie zainteresowała mnie poniższa ilustracja góry lodowej. Ćwiczenie zbudowane zostało na tzw. poziomach funkcjonowania człowieka, modelu, który po raz pierwszy określił Robert Dilts.

goralodowa1

1. Wybierz rolę, na której obecnie się koncentrujesz.
2. Nazwij rolę w sposób potoczny, tak jak zwykło się określać role społeczne: ojciec, matka, pracownik, szef, pacjent, użytkownik Internetu, klient sklepu spożywczego itp.
3. Określ swoją rolę na wszystkich poziomach Góry Lodowej, zadając sobie pytania kontrolne. Zapisuj pierwsze skojarzenia.
4. Powtarzaj to ćwiczenie zawsze, ilekroć sytuacja, którą przeżywasz, wydaje ci się ważna, szczególna, absorbująca uwagę. Zacznij od wyłonienia wiodącej roli społecznej, która najlepiej się mieści w kontekście sytuacji. Następnie opisz tę rolę i sytuację używając schematu. Wtedy to, co kryje się „pod powierzchnią wody”, ujawni się przed tobą jako istotny element wpływu i siła twojej motywacji. To całość Góry Lodowej, czyli wszystkie jej poziomy, wpływają na motywację w danej sytuacji, a tym samym na uświadomienie sobie i realizowanie celu.
5. Góra Lodowa pozwala odkryć i rozpoznać swoją własną mapę związaną z konkretną rolą lub mapę drugiego człowieka. Ciekawym przeżyciem jest wykonanie tego ćwiczenia przez dwie osoby pełniące tę samą rolę, zwłaszcza gdy parametry społeczne tej roli są bardzo podobne, jak w pracy na podobnych stanowiskach. Kiedy dwie osoby opisują w ten sposób np. rolę handlowca w firmie lub dwoje rodziców swoją rolę opiekuna wobec dzieci, porównanie map może być odkrywcze, zaskakujące, niesamowite. Jakie są powody tego, co ludzie robią w życiu? Jak głębokie to są powody? Jak bardzo różnimy się w tym, co robimy i dlaczego to robimy? Kim jesteśmy i co nami kieruje? Jak bardzo powierzchownym obrazem siebie samych i innych ludzi kierowaliśmy się do tej pory?

Źródło.

Jak wspominałam tutaj, poniższe dwa filmy wbiły mnie w cieszyński fotel, za co dziękuję Łukaszowi Maciejewskiemu. W podziale sugerowałam się właśnie poziomem funkcjonowania człowieka, bo każdy z przedstawionych filmów skrupulatnie wypełnia każdą pozycję.

Antonio_Carnicero_Y_Mancio_-_Ascent_of_the_Monsieur_Bouclé's_Montgolfier_Balloon_in_the_Gardens_of_Aranjuez_-_WGA04273Źródło

POZIOM: DOKĄD ZMIERZAM?

NAWET NIE WIESZ, JAK BARDZO CIĘ KOCHAM (8,5/10)

reż. Paweł Łoziński

NAWET_2

Swoją przygodę z filmami Łozińskiego rozpoczęłam jeszcze na studiach obrazem „Mój spis z natury we wsi Leźno Małe”. Następnie przyszedł czas na nadrobienie zaległości: „Miejsce urodzenia” i „Siostry”. Od początku doceniam każdy jego obraz (podobnie jak jego ojca: Marcela Łozińskiego), który nie jest kolejnym filmem dokumentalnym. Podobnie jest z najnowszym, gdzie Ewa, Hanna oraz znakomity Bogdan de Barbaro wyruszają w podróż ku polepszeniu relacji.

Pierwszy film w Cieszynie i takie emocje. Uffff. Nie było łatwo. Były łzy, wnikanie w głąb siebie i długie przemyślenia. Oglądałam ten film w napięciu, które nie słabnie do zaskakującego końca. „Ten film jest dla mnie dekonstrukcją słowa „miłość”, zajrzeniem pod spód i wydrapaniem tego, co może się pod nim kryć. „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” jest moją odpowiedzią na film, który zrobiłem przed trzema laty – „Ojciec i syn”. Zafundowaliśmy sobie wtedy z ojcem reżyserem rodzaj amatorskiej, domowej psychoterapii w postaci szczerej, brutalnej rozmowy. Czuliśmy się wszechmocni, pewni, że załatwimy nasze problemy między sobą, jak bogowie, bez udziału i pomocy trzeciej osoby. Brak pokory. Nie mogło się udać.” – powiedział w rozmowie z Tomaszem Sobolewskim reżyser.

Bohaterkami są tu dwie kobiety. Dwudziestopięcioletnia Hania, która obarcza matkę winą za brak relacji, ciągłe awantury, rozwód rodziców w końcu wyrzucenie z gniazda. Z kolei MATKA – Ewa nie może dojść do siebie i przez całe życie towarzyszy jej samotność. Pośrednikiem w procesie naprawiania stosunków jest krakowski wybitny profesor de Barbaro, który od momentu pojawienia się na ekranie od razu kradnie bezgraniczne zaufanie widza.

Łoziński rejestruje cykl pięciu sesji na przestrzeni miesięcy, które ostatecznie prowadzą do mniej lub bardziej skutecznego pojednania. Widz ma natomiast możliwość podejrzenia czegoś, co zazwyczaj dzieje się za zamkniętymi drzwiami. Pytanie tylko czy jestem tylko obserwatorem czy mnie ta rozmowa w bliższym lub dalszym stopniu też dotyczy?

To film dający do rozmyśleń. Łatwo zranić najbliższe osoby, czasem trudno stwierdzić, dlaczego one nasze pomocne działania rozumieją jako atak. Dużym plusem filmu jest to, że nie nudzi i nie męczy. Mistrzowsko poprowadzone kino, zbudowane prostymi środkami, a przy tym po prostu ważne.

„Nawet nie wiesz, jak bardzo Cię kocham” to nostalgiczna kronika przemijania. Zapisana prostymi sentencjami i bez wzniosłych haseł. Gorąco polecam!

POZIOM: CO JEST WAŻNE?

SZATAN KAZAŁ TAŃCZYĆ (5,5/10) reż. Katarzyna Rosłaniec

szatankazaltanczyc-11_8db67b3dbc

5 maja na ekrany polskich kin weszło najnowsze „dziecko” Kasi Rosłaniec. Tak, dokładnie tej 36-cio letniej reżyserki od haseł „Kupisz mi jeansy, a zrobię Ci loda”. Kontrowersyjnych „Galerianek” i zastanawiającego „Bejbi blues”. Trzy słowa: NIE KUPUJĘ TEGO! Dlaczego? Nuda, nuda, nuda. Nic odkrywczego. Pani chciała szokować? edukować? A wyszła z tego hipstersko-melancholijna historyjka bez gwiększego sensu.

Co jest ważne dla naszej bohaterki Karoliny? „Hera, koka, hasz, LSD. Ta zabawa po nocach się śni! LSD, hera, koka i hasz. Podziel się z kolegami czym masz!” Do tego dochodzi setka przelotnie, mało znaczących kochanków, zaburzone relacje z MATKĄ i poszukiwanie siebie. Ironizuję, ale trudno mi tego nie robić, gdy na ekranie oglądam tak sztucznie wykreowaną postać. Za grosz w tym autentyzmu. To jeden z tych filmów, w którym słowo i dialogi schodzą niestety na dalszy plan.

Zgadzam się w 100% ze słowami Małgorzaty Steciak: „Formalne wybory reżyserki niespecjalnie służą bowiem samemu filmowi. Kuleje przede wszystkim scenariusz, pełen uproszczeń i dziur. To, co należałoby pokazać (jak np. wada serca Karoliny i niebezpieczeństwo, z jakim wiąże się dla chorej dziewczyny imprezowy tryb życia) zostaje wyrażone wprost w jednej ze scen. W dialogach czuć szelest papieru, a poważne tematy, jak zaburzenia odżywiania, uzależnienie od seksu, problem z kontrolowaniem impulsów, zostają potraktowane powierzchownie, bo wszystko jest tutaj podporządkowane narzuconej odgórnie tezie. Jeżeli warto w ogóle spróbować zmierzyć się z „Szatanem…”, to tylko ze względu na kreacje aktorskie. Rosłaniec ma dobre oko do aktorów i potrafi obsadzić ich na przekór ich dotychczasowemu emploi – jak przemykającego na drugim planie Łukasza Simlata w roli podstarzałego hipstera bezskutecznie usiłującego zbudować z Karoliną prawdziwy związek, Danutę Stenkę jako egocentryczną matkę głównej bohaterki czy świetną Martę Nieradkiewicz, niemal nie do poznania w platynowej blond peruce i krzykliwym makijażu. Dobrze radzi sobie także występująca w głównej roli Magdalena Berus, która od czasu występu w debiutanckim „Bejbi blues” stała się muzą reżyserki. Aktorka próbuje na przekór scenariuszowym mieliznom zniuansować swoją bohaterkę i tchnąć w pustą i bezbarwną postać odrobinę życia.” – źródło.

Nie można odmówić Rosłaniec hipnotycznego stylu, dokumentalnej szorstkości i odwagi w przełamywaniu tabu. Problem w tym, że Karolina zostaje przedstawiona jako narcystyczna gówniara, która bardziej nas irytuje niż interesuje.

Poczekajcie jak wyjdzie na dvd. Szkoda kasy.

POZIOM: JAK SIĘ ZACHOWUJĘ?

BUTTERFLY KISSES (8/10) reż. Rafał Kapeliński

z21442234IHBez bicia przyznaję się, że nie widziałam wcześniejszych filmów Kapelińskiego. Większość z nas usłyszała o reżyserze gdy podczas Berlinale zdobył za film „Butterfly Kisses” Kryształowego Niedźwiedzia. Całość można podsumować słowami Elektrycznych Gitar:

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły
zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki
chodnik zapluły, ludzi przepędziły
siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie.

Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy? Niektórzy sądzą, że tak. Inni mają za dużo tajemnic i nie chcą przed znajomymi i przed sobą się do tego przyznać. Do tej grupy zalicza się Jake. Już na samym początku rozszyfrowujemy jego tajemnicę, ale co gorsze nie oceniamy! Bowiem scenariusz porusza problem trudny – pedofilii. Reżyser jednak nie uracza nas mnóstwem naturalistycznych i zarazem kontrowersyjnych obrazów, które miałyby wywołać nasze oburzenie.

Śledzimy normalne życie londyńskich bloków południowej dzielnicy Stockwell. Trzech najlepszych przyjaciół w świecie wypaczonym przez seks i pornografię. Hipnotyzującego klimatu dodają świetne czarno-białe zdjęcia, wprowadzając nas w stan swoistej melancholii. “Ten film, napędzany przez rytm niezwykłej ścieżki dźwiękowej i obrazów, budzi przerażające podejrzenie w widzu. Bez uciekania się do prostych oskarżeń konfrontuje nas z trudnym problemem, którego nasze społeczeństwo nie potrafiło dotąd rozwiązać” – napisało w uzasadnieniu nagrody dla Rafaela Kapelińskiego jury sekcji Generation 14plus. „Począwszy od kalejdoskopowej, otwierającej sekwencji jesteśmy urzeczeni intensywnością tego elektryzującego filmowego debiutu”.

Kapeliński mówi o dorastaniu, ale też o podglądaniu i snuciu historii. Film dobrze się ogląda. Całość szokuje i rodzi refleksje. Co jesteśmy w stanie wybaczyć i jak moglibyśmy tłumaczyć rzeczy niewybaczalne? Pytań mnóstwo, a co z odpowiedziami? Reżyser serwuje nam brutalną bajkę o pożegnaniu z młodością. Nic nie jest jasne i klarowne – są tylko odcienie, szarości i niuanse.

Kapeliński zrobił dla mnie film przeraźliwie współczesny. Bo dzisiaj, w świecie pełnym nienawiści, szerzących się skrajnych ideologii – skromny, rozpisany na kilka głosów „Butterfly Kisses” brzmi jak ostrzeżenie… Zapraszam do kin!