Z rodziną najlepiej na zdjęciu?
Z rodziną najlepiej na zdjęciu?
Czy któreś z nas kiedykolwiek zastanawiało się dlaczego, kiedy byliśmy mali i pokłóciliśmy się z rodzicami, od razu biegliśmy do babci lub dziadka? Myślę, że warto się nad tym zastanowić. Dziadkowie i babcie często starają się spełniać każde nasze życzenia i rozpieszczają nas i dlatego czujemy do nich ogromną sympatię. A dlaczego nas rozpieszczają? Wydaję mi się, że przypominamy im swoich rodziców, kiedy byli mali i dlatego starają się nam “uchylić nieba”. Zostanie dziadkami jest dla nich tak naprawdę drugą szansą na poczucie się rodzicami. To, że nie chcą ingerować w nasze wychowanie i wyręczać naszych rodziców, powoduje, że są dla nas surowi bardzo rzadko. Wiadomo, że babcia zawsze pomoże z lekcjami wnusiowi, a dziadek zawsze naprawi uszkodzoną zabawkę.
Zagadnienie relacji wnuków z dziadkami coraz częściej jest obecne w literaturze naukowej, gdzie dostrzega się i podkreśla znaczącą rolę międzypokoleniowych więzi rodzinnych oraz stwierdza konieczność wspierania owych relacji. Ich istota sprowadza się do wzajemnego zaspokajania potrzeb psychospołecznych, takich jak potrzeba uznania, zaufania, bezpieczeństwa czy miłości (Małecka, 1997). Stała bądź czasowa obecność dziadków w rodzinie jest czynnikiem wychowawczym oraz scalającym pokolenia. Dziadkowie dają rodzinie poczucie stabilności i zakorzenienia jej w czasie (Pikuła, 2010). Nierzadko są oni silnie przywiązani do wnuków iw większości przypadków więź ta przyjmuje postać towarzyskich relacji opartych na regularnym kontakcie i nieformalnych stylach interakcji (Henderson i in., 2009). Częste wzajemne kontakty zacieśniają więzi uczuciowe i kształtują poczucie bliskości, sprzyjające wzajemnej otwartości dziadków i wnuków (Małecka, 1997; Harwas-Napierała, 2010). Te bliskie związki z natury są stabilne i trwałe.
Przed nami Oscary, a to oznacza, że swoje polskie premiery mają filmy starające się o nagrody Akademii. Na chwilę przed 92. rozdaniem złotych rycerzy do polskich kin trafia film zupełnie pominięty przy nominacjach. „Kłamstewko” to kameralny komediodramat bez światowych gwiazd, efektów specjalnych i natarczywej muzyki. Ma za to tyle ciepła i spokoju w swoim przekazie, że nie można ominąć tej pozycji kinowej!
Film złapał za serce zeszłoroczną widownię festiwalu Sundance, opowiadając historię znajdującej się na życiowym zakręcie 30-letniej Billi (Awkwafina). Mieszkająca na co dzień w Nowym Jorku dziewczyna, dowiaduje się, że jej ukochana babcia (Zhao Shuzhen) jest śmiertelnie chora. Najbliżsi nie chcą staruszki martwić i nie zamierzają informować seniorki rodu o jej stanie zdrowia. Pod pretekstem naprędce zarządzonego ślubu kuzyna Billi wraz z rodzicami jedzie do Chin, by po raz ostatni spotkać się z Nai Nai.
Reżyserka Lulu Wang w doskonały sposób pokazuje jak w różnych fazach cyklu życiowego przechodzi w rodzinie różne role. Najpierw są to role dziecka – syna lub córki, potem role małżeńskie i rodzicielskie, aż wreszcie, w okresie wieku średniego i późnej starości role babć i dziadków. Rodziny oparte na silnej więzi uczuciowej, relacje międzypokoleniowe realizują w bogatych, bardzo różnych sytuacjach. Przepięknie pokazuje bliskość uczuciowość, skłonność do ponownego matkowania, jednakowe traktowanie wnuczek i wnuków, to niektóre cechy roli babć. Tutaj babcia wprowadza do rodziny bardzo cenne elementy tradycji. Umożliwia wnukom zrozumienie psychiki, potrzeb i postaw ludzi starszych. Obecność babci zwiększa poczucie bezpieczeństwa w rodzinie, sprzyja powstawaniu atmosfery spokoju i pogody.
Lulu Wang patrząc na Chiny oczami Billi, pozwala sobie na personalne rozliczenie z przeszłością, kreśląc wiele punktów wspólnych między sobą a jej protagonistką. Obie wyjechały z ojczyzny w wieku 6 lat w pogoni za sukcesami rodziców, obie w wieku 30 lat nie odczuły spełnienia w wymarzonym fachu – Wang jako reżyserka, Billi jako pisarka. Wreszcie obie, dość płynnie rozmawiające w języku mandaryńskim, mają spory dystans do rodzimej kultury, jej obrzędów, dysonansów moralnych i gloryfikowania Chin jako rodzinnego kraju.
Skłamałbym, gdybym stwierdził, że ten film mnie nie ujął. Oczywiście jest kilka oczywistych scen, które powodują, że obraz jest przewidywalny. Niemniej jednak reżyserka dostrzega immersyjne skłonności młodszej części społeczeństwa, aczkolwiek nie staje w sztywnej opozycji do dzisiejszego świata – wręcz przeciwnie, stara się zrozumieć młodych ludzi i to pewnie dlatego ma tak dobry kontakt ze swoją wnuczką zza oceanu. W tej relacji to jednak Bilia staje przed większym wyzwaniem. Jak zachowywać się normalnie przy ukochanej babci, skoro wiemy, że niedługo odejdzie?
Z jednej strony dostajemy zatem spojrzenie na Chiny oczami imigrantów, z drugiej – obraz Ameryki z perspektywy rdzennych Chińczyków. Co więcej, do tego zderzenia Wschodu z Zachodem dochodzi jeszcze wątek wnuka z Japonii, pozwalający unaocznić różnice w obrębie samej kultury azjatyckiej. Film zostawia nas z tymi pytaniami i w tym także tkwi jego siła.
7/10
Zostaw komentarz