Powrót Julii Roberts!

Czy można kochać za mocno? Można kochać za dwoje? To pytanie już nie raz zadawałam sobie w stosunku do związków partnerskich. A jak jest w przypadku relacji: rodzic —> dziecko? Zapewne słyszeliście już, że miłość do dziecka może góry przenosić. Z drugiej strony wraz z przyjściem na świat upragnionego potomstwa, nie tylko nasze życie zmienia się o 180 stopni, ale już zawsze będziesz się martwić o nią/niego.

W swoim najnowszym filmie „Powrót Bena” Peter Hedges doskonale wpisuje fabułę w powiedzenie: małe dzieci mały kłopot, duże dzieci duży kłopot. Bliźnięta Burns zasypiają po kilku bajkach, natomiast tytułowy Ben już nie jest już tak uległy. Jest za to uzależniony. Nie od rodziców, a od narkotyków. I gdy nieoczekiwanie powraca do domu z odwyku, którego nie dokończył, zaczynają się klocki…

Pisałem niedawno o filmie „Mój piękny syn” Felixa van Groeningen, który w subtelny i jednocześnie przeszywający sposób opowiada o walce rodziców z uzależnieniem od narkotyków ukochanego dziecka. Mnie absolutnie wbił w fotel. „Powrót Bena” opowiada o tym samym. W znacznie bardziej schematyczny sposób. Nie oznacza to, że jest gorszym obrazem. Tak samo pokazuje miłość rodzicielską w obliczu trudnej do oceny sytuacji.

1

,,Jakim jestem rodzicem, że tego nie zauważyłem/am”. Dominującą emocją jest lęk: o życie dziecka, o to, czy z tego wyjdzie, jak długo będzie chore, czy można mu pomóc i w jaki sposób. Ten lęk natychmiast uruchamia mechanizmy obronne, zmniejszające przeżywany uraz, takie jak minimalizowanie i zaprzeczanie. Wszystkie te emocje w doskonały sposób w swój obraz wkomponował Hedges. Film zadaje pytanie: czy rodzicom narkomanów można powiedzieć coś optymistycznego? Optymistyczne jest to, że walkę z narkomanią można wygrać, ale trzeba walczyć o dziecko, poczucie porażki niczego dobrego nie przyniesie. Skupianie się tylko na poczuciu winy, nie pomaga w konstruktywnym rozwiązaniu problemu. Dziecko może je wykorzystać. Powie matce: to twoja wina, że biorę. Potrafi tak manipulować rodzicami, że oni w końcu w pewien sposób zaakceptują branie, będą reagować na jego groźby i szantaże. W końcu „Powrót Bena” pokazuje, że samemu w tej walce się nie wygra. Trzeba zaufać i poznać prawdę. Nawet najgorszą…

Hedges zestawia dramat Bena z bezwarunkową miłością jego matki – z jednej strony wierzy ona w syna, stara się go rozumieć, wesprzeć, z drugiej wie, że tak właściwie nie może mu ufać, dla jego własnego dobra. Ten dysonans udało się ukazać wprost bezbłędnie. To zasługa Julii Roberts, która stworzyła (moim zdaniem) najlepszą rolę w swojej karierze!

_DSC1705.ARW

Doceniam podejście Petera Hedgesa (prywatnie ojca Lucasa) do tematu. Nie chciał opowiadać o generalnym problemie, na przykładzie wielkiej, rozpisanej na lata czy dekady historii. Postanowił przedstawić go w skali mikro, na przykładzie jednego wydarzenia. Cała relacja rozgrywa się w przeciągu 24 godzin. W połowie filmu odpowiedni punkt zwrotny powoduje, że siedzisz w napięciu do końca filmu.
Jedynym z minusów jest to, że fabuła nie utrzymuje tej dobrze obranej drogi i zbacza w kierunku emocjonalnie rozpisanego dramatu. Pojawiają się też karykaturalne postaci. O ile w „Moim pięknym synu” problem uzależnienia rozgrywa się na płaszczyźnie psychologicznej, o tyle w „Powrocie Bena” mamy niepotrzebne wątki sensacyjne. Obniżają znaczącą temperaturę filmu popadającego momentami w banalność narracyjną. Więcej zastrzeżeń brak!

Powrót Bena to zdecydowanie wyważona opowieść. Świetnie naszkicowana relacja matka-syn łapie za serce. Zapraszam do kin.

7/10