„Chmury zakrywają szczyt tylko dla tych, którzy są na dole.”

Najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Podobnie jest z filmami. Wybitnych obrazów jest za dużo – taka reflaksja narodziła mi się po kilku latach, oglądania średnio 350 pozycji rocznie!

Dlatego nie tracąc czasu na wstępny i filmoznawcze dywagacje, od razu przystąpiłam do odliczania. Wiadomo – ile osób, tyle wyborów, każdy znajdzie wybitne filmy, których poniżej nie zamieściłam. Znajdą się również pozycje, które będziecie chcieli skrytykować. Biorę wszystko na klatę!:)

Mam jednak cichą nadzieję, że pozycje, które tutaj będę wymieniać (moim zdaniem najlepsze z najlepszych), przydadzą Wam się przy wyborze tego, co warto nadrobić w miłym i doborowym towarzystwie.

Czasem bronię się, nakładając maskę faceta pewnego siebie.

O tym zaledwie 28 – latku pierwszy raz usłyszałam w 2009 roku, kiedy jego „Zabiłem moją matkę” stał się ogromnym kinowym sukcesem. W 2014 roku powrócił z kontrowersyjną „Matką”, która wywołała spore zamieszanie w Cannes. Bez wątpienia była jedna z najbardziej oczekiwanych premier jesieni. Zresztą jak każdy film Xaviera Dolana…

To chłopak renesansu: kanadyjski aktor (także głosowy), reżyser, producent i scenarzysta. Dawniej aktor dziecięcy i telewizyjny teraz nadzieja młodego kina. Dzisiaj dwie (moim zdaniem obowiązkowe pozycje), które bez wątpienia mnie w sobie rozkochały!

„Wyśnione miłości” to pełna energii i emocji opowieść o przyjaźni i miłości, rywalizacji i zdradzie. Francis (w tej roli sam reżyser) i Marie są dobrymi przyjaciółmi. Pewnej szalonej nocy spotykają Nicolasa, młodego chłopaka, który właśnie przyjechał do Montrealu. Francis i Marie zaprzyjaźniają się z Nicolasem, a z czasem są zafascynowani nowym znajomym. Wkrótce zorientują się, że ich obsesja na jego punkcie zamienia się w miłosny pojedynek… Fabuła w niektórych momentach przypomina „Marzycieli” Bertolucciego, ale to inna bajka.

1

Trudno sobie wyobrazić połączenie zmysłowości, nostalgii, spowolnionych ujęć Wong Kar-Waia z woodyallenowskim sarkazmem, paradokumentalizmem i obsesją na punkcie seksu. A jednak Dolan, hołubiony przez zachodnią krytykę jako największy talent młodego kina ostatniego dziesięciolecia, udowodnił, że to możliwe.

Film zdaje się być niewyobrażalnie prawdziwy. Opowiada o miłości młodzieńczej, niedojrzałej. Bohaterowie są czasami śmieszni i żałośni, przez co tak bardzo autentyczni. Patrzą, słuchają i interpretują. Właśnie ta interpretacja zajmuje sporą część akcji. Reżyser zagłębia się w detalach, słowach i gestach, a zwolnione tempo niektórych scen doskonale pozwala widzom ich zrozumieć, a nawet się z nimi utożsamiać. Na szczególną uwagę zasługuje też muzyka , bo nią też ten film jest opowiedziany. Genialnie dobrany soundtrack sprawia, że czas staje w miejscu, a oczy chłoną obraz, zaś uszy muzykę, która oddające emocje, myśli i uczucia bohaterów.

2

W dziełach Dolana widać inspiracje kinem europejskim, zwłaszcza Almodovarem. Nie boi poruszać się swojej homoseksualnej natury, którą umiejętnie wplótł w miłosny trójkąt. Jego odmienność nie razi, nie odrzuca. Xavier zrobił coś genialnego w tym filmie. Nie skupia się on na dyskryminacji i tępieniu homoseksualizmu, ani też nie manifestuje praw gejów i lesbijek. Po prostu nie chodzi tu o to czy ktoś jest homo czy hetero, tylko o to że jest człowiekiem, lubi, czuje, kocha, nienawidzi, żyje jak inni. Tu nie chodzi o inność tylko o historie ludzi i o ich zwyczajne problemy, które dotknąć mogą każdego.

8,5/10

Jak twierdził Edgar Allan Poe, nie ma nic piękniejszego niż śmierć pięknej kobiety. Wyraźnie odbiło się to w jego niepokojącej prozie. W filmie „Tom à la Ferme” z 2013 roku, Dolan idzie podobnym tropem, zmieniając jednak płeć trupa i czyniąc z niego swoisty fantom, któremu nie sposób odmówić hipnotycznej siły. Tym bardziej, że popycha ona bohaterów do odkrycia sekretów, których być może będą żałować…

Tym filmem Xavier Dolan dowodzi, że nie był tylko sensacją sezonu – roku. Zaczyna się jak w „Lśnieniu”. Z lotu ptaka obserwujemy, jak Tom (ufarbowany na blond Dolan) jedzie samochodem przez kanadyjską prowincję. Jest nerwowy, pali papierosa za papierosem. W końcu dociera do farmy na odludziu, gdzie poznajemy cel podróży. Jest nim pogrzeb jego chłopaka – Guillaume’a. O ich relacji jednak matka zmarłego (Lise Roy) nie wie albo nie chce wiedzieć. Tego, by nawet po śmierci utrzymać ją w nieświadomości co do orientacji syna, strzeże jego brat Francis (elektryzujący Pierre-Yves Cardinal) – lokalny brutal, który kładzie na stypie nogi na stole, a jak trzeba, to i przyłożyć potrafi. Tom staje przed dylematem, czy pozostać uczciwym wobec siebie, czy grać w teatrzyku stworzonym przez Francisa, który decyzję pomaga mu podjąć pięścią. Zaczyna się dziwna sado-masochistyczna gra. Atmosfera na farmie coraz bardziej się zagęszcza. Tom nie potrafi się już z niej wyjechać; a …może nie chce?

9.Agathe_et_Tom_Lise_Roy_et_Xavier_Dolan_Funerailles_Clara_Palardy_copy

Kamera nie odstępuje reżysera i jednoczenie odtwórcy tytułowej roli nawet na krok, śledząc jego ruchy z niemal perwersyjną ciekawością, tym samym wzbudzając w odbiorcy niepokój. To pośrednio nowość, jeśli chodzi o kino młodego Kanadyjczyka, w którym dotąd dominowały zmysłowość i przeestetyzowane, piękne zdjęcia. „Tom at the Farm” jest dziełem na wskroś realistycznym i ascetycznym, zręcznie operującym niemalże pierwotnymi namiętnościami, które Dolan przemyca jakby mimochodem.

Dolan wprowadza nas w klimat bardzo powoli, obraz mglistej prowincji wzorowany na kanwie starych amerykańskich kryminałów – nie bez przyczyny przyjęło się, że w małych miasteczkach panuje najbardziej przerażająca atmosfera, a całe zło, które dzieje się wokół nas, jest skrzętnie ukryte, pozamykane w piwnicach i przydomowych szopach. Tom, jak możemy się domyślać – typowy mieszczuch, jest zafascynowanym życiem na farmie. Ma nowe obowiązki, nowe ubrania i poniekąd nową tożsamość – ponieważ nikt go tutaj nie zna. Wtapia się w pozornie sielankowy obraz farmerskiej rodziny.

4.Xavier_sur_la_plateau_Clara_Palardy

Ten film jest zupełnie inny niż stare kreacje Dolana, nie ma już barwnych filtrów, jest krew. Nie ma przetrzymanych, detalicznych ujęć, są szybkie i konkretnie działające – agresywne sceny. Jest inny ale niezwykły!

Do filmu można podejść różnorako. Bo thriller Dolana jest zarówno krytyką rodzinnej obłudy, jak i równie dobrze satyrą na hipsterską fascynację „zwykłym życiem”. Kiedy jedni wyjeżdżają na prowincję hodować warzywa i bratać się z matką ziemią, inni przeżywają tam koszmar i marzą tylko, by z niej uciec. Można w końcu rozumieć „Tom à la Ferme” jako film o żałobie, podczas której trzeba przejść przez piekło, aby uwolnić się od przeszłości. Siła filmu Dolana polega właśnie na tym, że mnogość tropów rzucanych przez reżysera nie wyklucza się, lecz wzajemnie uzupełnia, tworząc niepokojąco wciągającą konstrukcję. Niejednoznaczną, ale pod każdym względem kompletną.

Polecam ten film wszystkim, który potrafią odnajdywać w brzydocie piękno, a w brutalności zmysłowość. Nie ma tu nic dosłownego, nie ma także sztampowości, której można by się spodziewać czytając opis dystrybutora. Dostajemy od Dolana dobre i mocne kino, które w jednym momencie nas bawi a w drugim wbija w fotel.

9/10