„Chmury zakrywają szczyt tylko dla tych, którzy są na dole.”

Najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Podobnie jest z filmami. Wybitnych obrazów jest za dużo – taka reflaksja narodziła mi się po kilku latach, oglądania średnio 350 pozycji rocznie!

Dlatego nie tracąc czasu na wstępny i filmoznawcze dywagacje, od razu przystąpiłam do odliczania. Wiadomo – ile osób, tyle wyborów, każdy znajdzie wybitne filmy, których poniżej nie zamieściłam. Znajdą się również pozycje, które będziecie chcieli skrytykować. Biorę wszystko na klatę!:)

Mam jednak cichą nadzieję, że pozycje, które tutaj będę wymieniać (moim zdaniem najlepsze z najlepszych), przydadzą Wam się przy wyborze tego, co warto nadrobić w miłym i doborowym towarzystwie.

Radość często bywa początkiem naszego bólu…

– OWIDIUSZ

Słowa jednego z najwybitniejszych elegików rzymskich w odniesieniu do debiutanckiego dzieła Joachima Triera są jak najbardziej trafne. W raz z nadejściem Nowego Roku, nasze postanowienia nabierają podwójnej mocy: „W przyszłym roku będę lepszym partnerem dla mojej kobiety”, „w przyszłym roku nie będę bagatelizować skutków miłości”, „w przyszłym roku nauczę się norweskiego”. A gdyby tak zapomnieć o tym, co przyniosło życie i „Reprise. Od początku, raz jeszcze…”? Dom, rodzina, praca, pasja, miłość – wszystko można zacząć od początku, pytanie tylko: JAK? Jak poradzić sobie, gdy dusza cierpi? Gdzie znaleźć rozwiązanie? Co zrobić gdy przeżywam kryzys egzystencjalny?

Film Joachima Triera można znienawidzić albo pokochać. Ten reżyser z premedytacją znęca się nad widzem tworząc opowieść i piękną i koszmarną – dlatego, że prawdziwą, niebanalną… To przeszkadza, potem boli, bo przypowieść o przyjaciołach: Philipie i Eryku (tak różnych, a zarazem tak podobnych do siebie) nie jest prosta, infantylna, a w końcu głupia (bo i z takimi opiniami można się spotkać). Ten film można skrzywdzić krótkim opisem, bo niby to zwykła historia o miłości, przemijaniu, chorobie psychicznej głównego bohatera. Reżyser tę zwykłość obrał w szaty tak piękne, ale też i proste, że stworzył opowieść łączącą wątki psychologiczne, filozoficzne i socjologiczne.

Jak już wspominamy o wątkach psychologicznych, którymi film jest nafaszerowany, warto zwrócić uwagę na kilka aspektów. Na afiszu, reklamującym film czytamy: „ Erik i Philip mają niewiele ponad dwadzieścia lat. Dotychczas udawało im się beztrosko dryfować przez życie, aż do chwili, kiedy wszystko miało się naprawdę zacząć. Mając ogromne oczekiwania wobec własnego losu, wobec innych i wobec samego życia, próbują urzeczywistnić swoje ambitne plany”. Spotykamy ich w pierwszej scenie, gdy stojąc przed skrzynką na listy z kopertami w dłoni wypowiadają słowa: „ Opublikujemy coś wreszcie, czy nadal będziemy tłumić nasz gniew? Zróbmy to! Tak to się wszystko zaczyna”. Melancholijna opowieść o dojrzewaniu dwóch początkujących literatów intryguje wyrafinowaną formą. W otwierającej film, błyskotliwie zmontowanej sekwencji widzimy mix scenek, co by było gdyby… – jakie czekałyby ich sukcesy i rozczarowania. Tu opowieść się urywa i wraca do początku.

Jako pierwszy sukces odnosi Philip, dla którego jednak brzemię sławy okazuje się zbyt ciężkie. Obsesyjna miłość do dziewczyny i presja środowiska doprowadzają go do załamania nerwowego, po którym powoli stara się wrócić do normalnego funkcjonowania. Powstaje pytanie czy również powoli stara się wrócić do pisania? W międzyczasie Erik tworzy, jego powieść zostaje zaakceptowana przez wydawnictwo, choć spotykają go dwie niemiłe niespodzianki. W tym miejscu na pograniczu dwóch światów Philipa i Eryka powstaje kryzys egzystencjalny.

z4803501Q

Egzystencja z łac. existere z ex „na zewnątrz” i sistere „stać, znajdować się”, termin ten do filozofii egzystencjalnej wprowadził Søren Kierkegaard, a rozwijał m.in. Jean-Paul Sartre. Egzystencja oznacza tu sposób istnienia charakterystyczny wyłącznie dla człowieka i poprzedza esencję – człowiek najpierw istnieje, a dopiero później się definiuje. Philip i Eryk żyją w świecie ustawicznego rozpadu. Entropia przenika wszystkie wymiary ich egzystencji, dla której heroicznie i rozpaczliwie starają się odnaleźć porządek. Na początku filmu przyjmujemy, iż struktura fabularna jest identyczna z uporządkowanym w pewien sposób zbiorem wydarzeń przedstawionych w dziele filmowym. Jest sukces, jest kariera i nagle jest drżenie rąk, zamyślenie, frustracja i atak na własne życie…

Z filmu dowiadujemy się, że psychozę u Philipa wywołała obsesja na punkcie Kari. Ale czy to właściwe przypuszczenia? Można z nimi polemizować. Za punkt wyjścia weźmy słowa narratora z pierwszych minut filmu: „Philipa przytłoczył sukces. W przypływie pychy ogłosił, że kończy swoją przygodę z literaturą. Zapada na ostry syndrom Stendhala”.

Syndrom Stendhala to rodzaj zaburzenia somatoformicznego, przejawiającej się przyśpieszonym biciem serca, zawrotami głowy, dezorientacją, a nawet halucynacjami powstającymi u niektórych osób na widok wspaniałości, dzieł sztuki i zabytków zgromadzonych na małej przestrzeni. Podobnym zjawiskiem występującym u niektórych osób w innych sytuacjach jest także reakcja na „przesyt wyboru” podczas zakupów. Czyli z tego wynika, że Philip poprzez ciągłe obcowanie z literaturą, maszynopisami czy w końcu z własnymi myślami popadł w obłęd.

Drugim powodem, który mógł na stałe spowodować uszkodzenia w mózgu Philipa oraz późniejszą depresję i zaburzenia psychiczne było potrącenie go przez samochód. W tym momencie była przy nim Kari, którą już wcześniej w sobie rozkochał. Zauważmy, że po tym incydencie główny bohater zaczyna się śmiać i nerwowo przytula swoją ukochaną w obawie, że mógł ją na zawsze stracić. Ten incydent spowodował pogłębianie się choroby: nerwowość, niezauważenie pomalowanej ławki, jąkanie i brak uporządkowanych wypowiedzi.

Jako trzeci punkt obserwacji możemy przyjąć jak wcześniej wspomniałam pogłębiający się kryzys egzystencjalny, który prowadzi do tragedii. Ostrożność moja wynika także z przekonania, iż egzystencjalizm to wiele zasad „wyjaśniające podejścia” do człowieka, a nie system filozoficzny. Twierdząc, że ważnym punktem odniesienia do dzieła Triera, który jest oryginalnym filmowym traktatem o alienacji człowieka we współczesnym świecie, mogą być teoretyczne rozważania i twórcze dokonania egzystencjalistów. Reżyser bardzo interesuje się twórczością Camusa. Pierwsza sekwencja analizowanego filmu – wyjście ze szpitala i przyjazd nad zalew jest ilustracją- jeżeli można tak powiedzieć – klimatu nicości i bezsensu życia. Niedoszły samobójca ukazuje nam zależność – ja istnieję – świat istnieje. Ale jest mi wszystko jedno – to wszystko mnie przeraża. Takim bohaterom przeszłość i teraźniejszość ograniczają możliwości przyszłego działania. Jest to – jakby powiedział Camus – pierwsza oznaka absurdu, rozsypuje się bowiem dekoracja życia. Wiara bohatera w nowe życie, stanowi formę propozycji egzystencjalnej, zmuszającej do podjęcia decyzji, do ciągłego wyboru między wiarą a niewiarą. Każda kolejna scena przedstawiona w filmie jest wariantem tej propozycji.

Wiadomo, że Philip nie popełnia samobójstwa. Rozcięcie policzka oraz lewej ręki może oznaczać odcięcie się od starego Philipa. Przecięcie twarzy na pół – nowe życie. Pocięcie ręki może oznaczać, że główny bohater chciał okaleczyć „narzędzia”, które dają mu pieniądze i sławę – by nigdy więcej nie móc nic napisać. Rany na ciele to odcięcie się od tamtego świata, oszpecenie tamtego życia.

Jeżeli mowa o egzystencjalizmie to z drugiej strony mamy Erika. Faceta, który nie dość, ze przeżywa kryzys związany z pisaniem – to ten, któremu się nie udało osiągnąć sukcesu, który nieświadomie konkuruje z przyjacielem – to ten gorszy. Zauważamy pewien dualizm: jak w przypadku Philipa – miłość do kobiety jest tak silna, że aż chora, to z drugiej strony mamy chłód i zniechęcenie. Znane porzekadło mówi, że przeciwieństwa się przyciągają. Philip jest brunetem – Eryk blondynem, Philipowi w życiu się udaje – osiąga sukces, Eryk ciągle musi walczyć. Philip kocha całym sobą, od Eryka słyszymy natomiast, że: „ Faceci w stałych związkach są kalecy”, to on chce zerwać z dziewczyną, której nie kocha od 3 lat, ale brakuje mu odwagi.

34391_1

To film składający się z kontrastów pokazanych w samej jego formie i w życiu jego bohaterów. Współzawodnictwo w znaczący sposób jest ukazane w filmie. Punktem kulminacyjnym jest ostatnia scena, kiedy to Eryk, okrzyknięty następcą Stena Egila Dahla, wraca do Oslo, gdzie wszyscy koledzy włącznie z Philipem mają kobiety. Widzimy smutny wzrok Eryka wpatrującego się w Philipa i Karin siedzących na dworze i swobodnie rozmawiających. W tym momencie Eryk zrozumiał, że został całkowicie sam, a sukces, który osiągnął jest niczym.

Bez melancholii i nostalgii trudno wyobrazić sobie skandynawską sztukę. Smutek przenika niemal każdy czarno-biały kadr. Ulice Oslo, nawet gdy rozświetla je wiosenne słońce, wydają się szare i ponure. Wizyta w Paryżu szybko zamienia się w ulotne wspomnienie, któremu patronuje nieokreślona tęsknota. Beznadziejne, przesiąknięte niespełnieniem są też losy dwóch początkujących artystów. Obaj marzą, by zostać podziwianymi przez dalajlamę pisarzami. Mimo braku talentu jeden stara się rozwijać i pisać nadal do szuflady. Drugi natomiast po odtrąbionym przez media sukcesie wydawniczym przeżywa załamanie nerwowe. Niejasna, bo podszyta zazdrością i przeczuciem klęski, jest ich przyjaźń. Niedojrzałe są uczucia, które obaj źle lokują, widząc w nich tylko etap przejściowy, paliwo do tworzenia poetyckich światów. A ponadto zdają sobie sprawę z czekającej ich w przyszłości samotności, na co dowodów dostarcza jałowe i puste życie ich idola, niegdyś buntownika i wziętego pisarza. Gdybyśmy chcieli podejść do niego, jak do „Gry w klasy” Cortazara, gdybyśmy poprzestawiali niektóre wątki, poprzesuwali akcję w przód lub w tył – sens pozostanie. Bo życie toczy się w kółko, coś się kończy, coś zaczyna, coś powtarza od początku, raz jeszcze. A co zostaje? Fragmentaryczne wspomnienia, momenty, które ukształtowały naszą osobowość. Wszystko, o czym pamiętamy, wszystko, co było ważne, to chwile.

„Reżyser doskonale nawiązuje do najlepszych angielskich wzorów. Trier jest debiutantem niezwykle dojrzałym: umie korzystać zarówno z rzeczywistości (czerpiąc z doświadczeń pokolenia, które zamieniło buntowniczą muzykę punkową na posady w agencjach reklamowych), jak i z tradycji kina (w „Reprise” widać wpływy poetyki francuskiej Nowej Fali, zwłaszcza wczesnego Truffaut)”.

Cały czas obracam się w tematyce: bólu, samotności, kryzysu egzystencjalnego czy rywalizacji. Warto w tym miejscu również wspomnieć, że film „Reprise. Od początku raz jeszcze…” to także uczta muzyczna. Na ścieżce dźwiękowej znalazły się piosenki, które – jak mówił Joachim Trier – wyznaczają jego muzyczne dojrzewanie: od Joy Division po Le Tigre. Moją uwagę przykuła właśnie muzyka Joy Division – zespołu, który na przełomie lat 70/80 zrobił niesamowitą karierę i który zapewne po dziś dzień nagrywałby płyty gdyby nie tragiczna śmierć wokalisty – Iana Curtisa. O samej gwieździe nie chcę za bardzo się rozpisywać, bo Anton Corbijn w swoim filmie „Control” zrobił to o wiele lepiej. Chodzi o suche fakty: 24 – letniego wokalistę u szczytu sławy, złamały postępująca epilepsja oraz niekończące się załamania nerwowe, które w końcu doprowadziły do samobójstwa. Prawdopodobnie Ian powiesił się po obejrzeniu filmu Wernera Herzoga pt. Stroszek, którego główny bohater również nie potrafi się odseparować od brutalnej rzeczywistości.

Muzyka Joy Division nie jest bezpodstawnie ukazana w filmie. Pierwszy raz pojawia się w momencie, gdy narrator opowiada jak potoczyły się losy Philipa po wysłaniu maszynopisu – czyli o tym jak sukces go przytłoczył. W kolejnej scenie, gdy Philip i Eryk trafiają na paradę w Oslo, zgodnie stwierdzają: „Trzeba się z tego kraju ewakuować. Nie możemy dalej tutaj żyć”. Ostatni raz, kiedy to najwyraźniej ukazana jest w sposób słyszalny i wizualny muzyka zespołu jest postać dwudziestoparoletniego faceta, który codziennie biega po parku właśnie w koszulce zespołu. Ten człowiek miał przed sobą wspaniałą przyszłość, ale miłość wzięła górę nad obiecującą karierą. Miłość się ulotniła, a mężczyźnie pozostały wspomnienia i smutna egzystencja u boku matki. Eryk opowiadając tą historię postanawia zmienić swoje dotychczasowe życie.

Wielu rzeczy nie wiemy, tajemnicą pozostają wydarzenia niepokazane, wypełniające czas między udostępnionymi nam wycinkami. Trier właśnie w ten sposób próbuje wywrzeć na odbiorcy chodź na moment zwolnienie tempa i zastanowienie się nad własną egzystencją.

Philip i Eryk żyją w przyjaźni, mówią do siebie, ale ze sobą nie rozmawiają. Żyją ze sobą ale obok siebie. Tak jest również w dzisiejszej polskiej społeczności. Ponury, pesymistyczny klimat filmu buduje specyficzna „psychizacja krajobrazu” – kolejne stadia erozji przyjacielskich więzi i kolejne etapy wymykania się życia spod kontroli. Na szczęście samo zakończenie daje dużo do myślenia i napawa pozytywną energią. W końcu zawsze można zacząć wszystko od początku, raz jeszcze…

10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1, … SLUTT

9,5/10

Grafika: Pinterest.com