Kto z was bez grzechu jest, niech na nią pierwszy
rzuci kamień.

– BIBLIA, Ewangelia wg św. Jana

Powstaje pytanie: kto zabił miłą, kruchą, dobrą dziewczynę z nadmorskiej wioski? Kto zniszczył Bess? Czy brutalni, zdziczali w swej seksualności mężczyźni? Czy jej niewinna dobroć? Czy bezlitosne reguły religii i surowi wykonawcy tych reguł? A może Szatan, udający miłosiernego Boga? Może jej własny mózg, nie działający zbyt dobrze, wytwarzający urojenia? A może wreszcie bezwzględne reguły panujące w północnej Szkocji?

Maria Magdalena – z jednej strony niewinne, czyste i dobre stworzenie w oczach Jezusa Chrystusa, z drugiej grzeszna, rozwiązła, prostytuująca się kobieta dla reszty. Sama beatyfikacja jej osoby wzbudziła wiele kontrowersji: „Nierządnicą, grzesznicą i jako taka nie zasługuje na cześć”. „Kto z was bez grzechu jest, niech na nią pierwszy rzuci kamień” – wypowiedziane słowa przez Jezusa Chrystusa, w przypadku Bess nie przechodzą bez echa. W miejscu w którym żyła, rządziły bardzo surowe zasady moralne: Piekło dla dziwki, dzwony dla świętej. Po obejrzeniu filmu pamięta się w szczególności ostatnie sceny, przepełnione gwałtownością, napięciami aktorów, z głową pełną pytań, nowych dla siebie, rzadko formułowanych w kinie.

34b7af06b2a7d957fb43494d7dab64e2Reżyser z premedytacją znęca się nad widzem tworząc opowieść i piękną i koszmarną – dlatego, że prawdziwą, niebanalną… Ten film można skrzywdzić krótkim opisem, bo niby to zwykła historia miłości Bess do Jana. Lars von Trier tę zwykłość obrał w szaty tak piękne, ale też i proste, że stworzył opowieść łączącą wątki religijne, filozoficzne, socjologiczne. Graniczące też z pewnego rodzaju moralną baśniowością opowiadając o dobrej Bess czyli człowieku, który pewnie nigdy nie istniał.

Zaczęło się od sensacji. Postać Bess pierwotnie miała grać Helena Bonham – Carter, jednakże po przeczytaniu całego scenariusza zrezygnowała ze zbyt śmiałych scen erotycznych. Rola przypadła młodziutkiej wówczas Emily Watson, która po tej roli stała się prawdziwym odkryciem. Lars von Trier tak mówił o niezwykłej roli Emily: byłem jej grą zafascynowany. Pamiętam, że podczas próbnych zdjęć była jedyną, która zaprezentowała się bez makijażu i boso. Przypominała mi trochę Jezusa i to mnie urzekło. Reżyserowi chodziło o to, aby spojrzeć na losy głównej bohaterki z perspektywy postaci i męczeństwa Chrystusa. Lars von Trier stworzył analogie pomiędzy życiem bohaterki a żywotem Chrystusa. Stąd tak wiele rozrzuconych po całym filmie ewangelicznych śladów: Bess zdążająca na miejsce swojej ofiary z pytaniem na ustach „Czemu Cię, Boże, nie ma przy mnie”, Bess z trudem ciągnąca rower jak krzyż, obrzucana kamieniami i wyszydzana czy Bess sprzeciwiająca się pojmowaniu związku z Bogiem jako miłości do Prawa, a nie do konkretnej osoby ludzkiej. Tworząc analogię pomiędzy opowieścią o Bess a Ewangelią, Trier świadomie przywołuje kontekst świętości, każąc widzowi patrzyć na Bess jak na świętą.

Scenariusz bez wątpienia ma dwa elementy: „marynarza i dziewicę”. Kim więc jest owa „dziewica”? Kruchą, zahukaną dziewczyną z rybackiej wioski pozostającej w sferze „cywilizacji agresji” brytyjskiego przemysłu wydobycia ropy. Kim z kolei jest „marynarz”?. Starszym od dziewicy, bykowatej postury robotnikiem platformy wiertniczej, kulturowo wykorzenionym, pijącym ostro, zdziczałym nieco w męskim gronie, miesiącami odizolowanym od społeczeństwa. Bess od pierwszych minut filmu zyskuje sympatię widza, który utożsamia się z jej bohaterką i przeżywa jej radość i cierpienie. Z kolei Jan, ukazuje widzowi postać antypatyczną, wzbudzającą raczej negatywne odczucia, pomimo miłości, którą żywi do niego Bess.

Dobroć dziewczyny jest nieskończona, tak że dotyka psychopatii. Dowiadujemy się, że Bess była leczona psychiatrycznie po śmierci brata. I dlatego od samego początku nie wiemy, co jest charakterem Bess, co jej chorobą, a co zostało jej narzucone religijnym obyczajem. Każde jej działanie, życiowy zygzak, każde wypowiedziane słowo zmusza nas do postawienia pytania – z jakiej warstwy tej rozchwianej osobowości pochodzą motywacje?

Życie Bess płynie według surowych zasad Kościoła kalwińskiego. Spotykamy ją w pierwszej ze scen, gdzie prowadzi dialog sama ze sobą. Zadając sobie pytania czym jest miłość, pożądanie, uczciwość próbuje wcielić się w postać najwyższego. Bess to outsiderka – zamkniętą w sobie z pewną „misją do spełnienia”. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że Lars von Trier wielokrotnie podkreślał swój duchowy związek z rodakiem – Carlem Theodorem Dreyerem. Bohaterki ich filmów afirmując życie, miłość czy poświęcenie dla drugiej osoby, stają się rzeczniczkami samej religii. Odrzucając dyktat społecznych czy religijnych instytucji zdobywają bezpośredni kontakt z Bogiem. Kompromitując społeczne mechanizmy, muszą być przez otoczenie uznane w najlepszym przypadku za nienormalne, a w najgorszym – groźne i skazane na wygnanie lub śmierć.

Dla Dreyera i Triera najważniejszym elementem protestanckiej ideologii jest dyktat patriarchalizmu. Mężczyzna w doktrynach kalwińskich i luterańskich, będąc nosicielem surowych praw moralnych i kodeksów, staje się równocześnie wyznacznikiem śmierci. Posiadając fizyczną przewagę nad kobietą, sprowadzając ją do roli ofiary, chroni się tym samym przed jej cielesnością oraz zmysłowością. Kobiety w tych filmach, choć stają się ofiarą, w rzeczywistości są duchowymi triumfatorkami. Zdolnymi do najwyższych wyrzeczeń i poświęceń, przyjmujących rolę męczennicy i świętej. Bess z „Przełamując fale” nie potrzebowała kościelnych instytucji i pastora, by nawiązać niedostępny dla mężczyzn kontakt z Bogiem. Dla Dreyera i Triera katolicki kult Matki Boskiej jest bliższy od protestanckiej wizji kobiety, będącej symbolem zła i zepsucia. Nieprzypadkowo organizacje feministyczne po premierze „Przełamując fale” głosiły krytyczne oceny. W ich interpretacji reżyser ukochał sobie kobiety czerpiące satysfakcję ze swej podporządkowanej mężczyźnie pozycji.

Ważną sceną w filmie jest wesele Bess i Jana, niczym nie zachwiane szczęście, które nadwrażliwej bohaterce jest wszystkim co potrzebne do życia. Pierwsze doświadczenia seksualne, zachwyt cielesnością, odkrywanie tajemnic miłości. Bess poprzez tę miłość odkrywa w sobie kobietę. Sielankę niestety przerywa przykra rzeczywistość – Jan musi wracać na platformę wiertniczą, rozpacz dziewczyny nie zna granic. Niecierpliwie czeka na zapowiedziany telefon od męża, modli się o jego rychły powrót i Jan wraca… ale nie taki sam jak kiedyś. Ulega poważnemu wypadkowi, przez który zostaje całkowicie sparaliżowany i bliski śmierci. Bess winą za to obciąża samą siebie – uważa, że gorliwe modlitwy o jego najszybszy powrót, obróciły się przeciwko niej. Lekarze nie dają większych nadziei na przeżycie. Jednak Bess namawia lekarzy, aby ratowali za wszelką cenę Jana. Udaje się mąż, choć kompletnie sparaliżowany, może wrócić do domu. Dla Bess jest to pełnia szczęścia, bo ukochany jest tuż przy niej. Po nieudanej próbie samobójczej Jan prosi Bess o rzecz niezwykłą – ma ona spotykać się z innymi mężczyznami i się z nimi kochać, a następnie opowiadać o tym swemu mężowi. Oczywiście na taką perwersyjną grę dziewczyna się nie zgadza. Stan Jana pogarsza się, a Bess poświęca się dla swojej miłości, tym bardziej, że z każdym seksualnym grzechem zdrowie Jana ulega poprawie. Bess zostaje wyrzucona ze społeczności lokalnej, ponieważ tego typu zachowanie nie jest zgodne z obowiązującymi prawami i normami religijnymi. Odwraca się od niej rodzina, przyjaciele, mieszkańcy wioski. Miłość jest jednak najważniejsza i to ona wymaga największych poświęceń. Bess niejako pragnie zbawić Jana składając samą siebie w ofierze…

Bez wątpienia to historia miłości pokazana z chrześcijańskiej perspektywy. Filozofia poprzednich filmów Larsa von Triera sprowadzała się do stwierdzenia: zło istnieje. Tym razem mamy do czynienia z powiedzeniem: dobro istnieje. Musimy zwrócić uwag na to, że poczynaniami Bess kieruje miłość nie tylko do Jana, ale także do Boga. Bess jak wspomniałam wcześniej jest niesamowicie głęboko wierzącą osobą, bezgranicznie wierzącą w konieczność czynienia Dobra – za wszelką cenę. Chcąc uratować męża, brnie więc coraz bardziej w grzech nieczystości, ale potrafi jednocześnie zachować czystą duszę.

W filmie mamy właściwie przedstawione trzy „religie”. Pierwsza z nich to wyznawana tradycyjnie w społeczności zgubionej wioski. To religia konsekwentna, sucha, surowa, określająca ciasne granice praw kobiet, religia skora do potępień, do rzucania klątwy, religia bez radości, wyznawana w świątyni, której nie potrzeba dzwonów. Druga z nich to religia dziecinna i mistyczna, uformowana na kanwie religii tej pierwszej, ale zaburzona słabością psychiki, nielogiczna, za to przepojona bezradną dobrocią. To dialogi Bess z Bogiem. Trzecia religia to religia Jana – religia erotyki jako podstawowej wartości życia, religia wyznawana przez popmuzykę, unikająca słowa Bóg. Zwróćmy uwagę na fakt, że gdy pastor na przedmałżeńskim egzaminie pyta Bess: co dobrego przynieśli ze sobą przybysze jak Jan? Ona odpowiada: swoją muzykę. Czyli mieszaninę sentymentalizmu, buntu pokoleniowego i właśnie erotyki. Prymitywni, bezczelni, pewni bezkarności koleżkowie Jana to ludzie tego samego pokroju, co marynarze z frachtowca, którzy w bestialski sposób zakatowali na śmierć Bess – prostytutkę.

Kolejną bardzo ważną postacią kobiecą, ukazaną w filmie jest Dodo, kuzynka Bess. Wyrachowana, poddająca się nakazom społeczności w której żyje… Jednak jest w jej oczach zrozumienie dla postawy Bess i Jana. Kobieta ta straciła swego męża i aby odnaleźć odpowiedni spokój i zachować pewną równowagę przeprowadza się z miasta na wieś, biorąc niejako Bess pod opiekę. Spojrzenie jakim obdarowuje Bess pełne jest zwykłej wyrozumiałości, choć słowa i gesty sugerują raczej dystans w stosunku do swej młodszej kuzynki. Ta oschłość i oziębłość jest jedynie pozorna. Postać Dodo jest fascynująca, bo za maską typowej purytanki kryje się osoba podobna do Bess. Uczucia jakie towarzyszyły Dodo gdy Bess umarła, jej przeraźliwy krzyk, rozpacz, a później łamanie zasad, przełamywanie fal… Być może jest tak, że Bess stałaby się kobietą podobną do Dodo, gdyby jej poświęcenie nie przybrało tak skrajnie dobrej postaci. Musiałaby ukrywać się w konwenansach społeczności do końca życia. Jak Dodo.

Bess przełamuje fale gdzieś na północy Szkocji, miejscu odludnym, zagubionym – Bess od początku nas intryguje. Intryguje nas jej modlitwa. Rozmawia z Bogiem, zadaje mu pytania, Bóg odpowiada. Każda modlitwa, każdego człowieka wydaje się mieć coś ze schizofrenii. Jaźń rozdwaja się na dwie części – ja proszące, przepraszające i ja będące Bogiem tkwiącym w wyobraźni, kształtującym ideał Boga. Ta Idea podpowiada, daje radę, nakazuje, zakazuje. Bess prowadząc z Nim konwersację nie jest niezrównoważoną wariatką, a normalnym człowiekiem, który, modląc się, rozmawia jedynie z Bogiem.

Jej oczy. Uciekają przed wzrokiem innych. Wciąż spuszczone, ale wesołe, zawadiackie, ciekawe świata. I dziwiące się. Gdy Bess przeżywa swój pierwszy stosunek seksualny to widzimy tylko jej oczy, jej pełen zaskoczenia wzrok. Na chwilę zamyka powieki, uśmiecha się. Bess jest dzieckiem w skórze młodej, ale już dojrzałej kobiety. Jej naiwność słów, gestów… I tych spojrzeń zaskoczonych tym co widzi. Bess jak dziecko obraża się, dąsa, przez moment płacze, po chwili skacze z radości. Gdy jej smutno to naiwnie wierzy, że krzyk pomoże; gdy rozpacza, to wystarczy, że zaśnie i nic nie pamięta; gdy się złości to zrobi srogą minę i tupnie nerwowo nogą. Naiwność Bess powoduje to, że jest Dobra.

Uczucia Bess są czyste, wypełniające każdy najmniejszy element jej ciała. Miłość, tęsknota, złość, a w końcu poświęcenie przenika ją całą, zawsze i wszędzie. Jeśli kochać to do końca, a nie tylko od czasu do czasu niepostrzeżenie przechodzić koło własnych uczuć. Przez cały film nie wątpimy, iż uczucie bezgranicznego upokorzenia, które przeżywa Bess, stopniowe pozbywanie się resztek godności i ostracyzm w lokalnej protestanckiej społeczności, jest ceną za bezgraniczną miłość Bess do męża.

Naiwnie, z dziecięcą prostotą układać plan świata, który bez ofiary nie przetrwa. Do tego potrzebna jest wiara w sens czynienia czegokolwiek – wiara, że świat warto zmienić, że nie patrzeć tylko na siebie, własne kłopoty, otaczać się murem nie do zburzenia. Jest to postawa głęboko religijna, bo nawiązująca do samej postaci Jezusa Chrystusa. Poświęcenie za które nagrodą będzie wieczne zbawienie. Droga Bess jest podobna do drogi krzyżowej, którą Jezus kroczył przed dwoma tysiącami lat. W losach tych po ludzku dobrych istot widać dobrowolne ofiarowanie siebie dla innych i ta postawa napotyka szereg trudności – ci niewierzący w Dobro Chrystusa obrzucali go kamieniami i kazali nieść krzyż na ramionach. Ci niewierzący w Dobro Bess zamknęli przed nią swe domy, wykluczyli ze społeczności lokalnej. Koroną cierniową Bess jest maska dziwki, którą musi nałożyć na twarz, żeby zbawić Jana, biczowaniem – okrucieństwa których dopuszczają się brudni marynarze na statku. Kamienie rzucane przez niedawnych przyjaciół mają być karą za grzech, którym jest Dobro. Krzyżem Bess jest to poświęcenie na którym w końcu ginie za kogoś, jak Chrystus.

Przesłanie filmu zawiera się w dwóch pogrzebach Bess. Jest zimno, wietrznie. Wszyscy skryci za ciemnymi szatami, bez uśmiechu, bez żalu, bez nienawiści, bez żadnych oznak jakichkolwiek uczuć. Idą na pogrzeb. Kobiety zatrzymują się w pół drogi, mężczyźni niosąc trumnę idą dalej, w stronę świeżo wykopanego grobu. Gmina religijna grzebie jej trumnę z dala od grobów porządnych parafian, pastor wygłasza formułę potępienia. Drugi pogrzeb to wykradzione ciało dzięki Janowi i jego kumplom, coś w rodzaju marynarskiego pogrzebu. Jest to jednak pogrzeb męczennicy i świętej wedle reguł tej trzeciej religii, religii wesołych chłopców.

Losy „dziewicy i marynarza” pokazują jak łatwo to, co może być błogosławieństwem człowieka, zmienić w koszmar, jak blisko z religii do systemu strachu, z dobroci do głupoty, z miłości do prostytucji, z małżeństwa do tyranii. Bess się prostytuuje. Traktuje to jako swą osobistą ofiarę – dla dobra męża. Rodzice i sąsiedzi ją potępiają, duchowni wyklinają – ale to tylko umacnia ją w uporze. Finałowa scena pokazuje, że cały zabieg nie poszedł na marne. Bess jako biała owieczka zostaje oddana na rzeź – staje się ofiarą, w zamian Jan wraca do zdrowia. Takie poświecenie zasługuje na najwyższe uznanie, więc też zostaje docenione. W finale odzywa się mistyczne dzwony. Reżyser wyraźnie sugeruje, że sam Bóg – uznał zabitą bohaterkę za świętą. Czy słusznie? W konkluzji filmu czuje się argumentację bardzo bliską chrześcijaństwu: nie ma większej ofiary niż ta, gdy ktoś oddaje swe życie za innego człowieka. Powstaje dylemat: Jeżeli uznamy naszą bohaterkę Bess za świętą, to chcąc nie chcąc musimy także uznać za świętość to wszystko, co zrobiła. Jej prostytuowanie zostaje więc ex definitione włączone w zakres zjawisk, które określa się terminem sacrum. I właśnie ten szczegół wydaje się sporny. Ale w cywilizacjach, które znamy sacrum identyfikowane jest raczej z dziewictwem, niż cudzołóstwem. Święta Maryja – matka Jezusa czy Święta Dziewica Orleańska są tego doskonałym przykładem. Jak się zdaje, oparte jest to na przekonaniu, że kobieta żyjąca w czystości ma jakiś szczególny dar w nawiązywaniu kontaktu z bóstwem. Czy to wszystko jest wymysłem czy też oparte jest to na tradycji, na historycznych wydarzeniach? A co powiemy o wspominanej już wcześniej Marii Magdalenie? Ona również, jak Bess prostytuowała się, cudzołożyła, a jest świętą? Sam von Trier wszystkiemu przeczy. Sugeruje, że nie ma w tej dziedzinie absolutów, wszystko zależy od okoliczności. Niekiedy Bóg woli cnotę, innym razem – promiskuityzm. Taka jest konkluzja. Ocena filmu w ostatecznym rozrachunku zależy od tego czy zgodzimy się z tą konkluzją czy ją odrzucimy.

Wreszcie zbawienie, które cierpieniu miało nadać sens. I taki sens istnieje, bo dał namiastkę czegoś boskiego, czegoś nadnaturalnego, cudownego. Jan zdrowieje, jest zbawiony przez Bess. Jedna z ostatnich scen, ujęć pokazuje wzburzony potok. Tuż za mostem rwący strumień zamienia się w spokojną, delikatną toń rzeki. Na ziemi Bess była dziwką, w niebie jest królową.

9/10

Grafika: Pinterest.com