Żal życia na nudę!

Kto poznał mnie osobiście mówi, że mam owsiki i sekundy nie potrafię usiedzieć na miejscu. Sporo w tym prawdy. Bo jak moi drodzy mam nic nie robić? Kiedyś usłyszałam, że inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi i postanowiłam to sprawdzić.

  • „Dbaj o siebie. Nie dla innych, tylko dla siebie. Egoizm? To głupie gadanie.”
  • „Kieruj się pasją. Miej pasję. Nie oceniaj życia kategoriami. Miej marzenia i je spełniaj.”
  • „Wyluzuj. Napięcie jest ważne, adrenalina jest potrzebna, bo to element naszej zwierzęcej natury, ale nie kumuluj stresu. Wykorzystuj stres na swoją korzyść. Minimalizuj go.”

To kilka zasad, które kiedyś przeczytałam i próbuję wcielać w życie. W codziennym pędzie łatwo przestać zauważać rzeczy, które nadają życiu barw i smaku. Wszystko zlewa się w jedno, a dzień można streścić w 3 słowach – sen, praca, jedzenie. Jakiś czas temu postanowiłam to zmieć i tak oto powstała ta zakładka! SLOW LIFE. Nie, nie od razu, ale stopniowo. Tutaj zapraszam wszystkich, którzy chcą zwolnić, lubią podróże i chętnie spędzają czas ze znajomymi. Podrzucę kilka pomysłów aby codzienność stała się kolorowa, a dobry nastrój udało się zatrzymać na dłużej.

– Secrets are dangerous things, Audrey.
– Do you have any?
– No.

Wymagania rosną, a szaleństwo wciąż trwa. Tak w skrócie można podsumować okres od 21 maja 2017 roku, kiedy to miliony ludzi ogarnęła mania „Twin Peaks”. Wierni fani odliczali dni do premiery 3 sezonu, nowe pokolenie popołudniami nadrabiało odcinki przełomu 1990/1991, a trzecia grupa poszła na żywioł i dopiero zaczęła przygodę od nowości. Może to głupio zabrzmi, ale przygody charyzmatycznego Coopera i niesfornej Audrey Horne są dla mnie świętością. Po obejrzeniu kilka miesięcy temu ponownie starych sezonów stwierdziłam, że wśród seriali jest „Twin Peaks” i długo, dłuuuuuuuugo nic…

Nigdy nie widziałam tak klimatycznego miejsca, mistycyzmu i magii płynącej z dźwięków Angelo Badalamentiego. Muzyka, którą skomponował na potrzeby serialu, jest moim ulubionym soundtrackiem, a utwór Twin Peaks Theme na stałe wpisał się do klasyki.

20170614_092332

IMG_3580

IMG_3535

Skąd pomysł, aby przy wycieczce w góry pisać o serialu? Z dwóch powodów. Po pierwsze, tym razem pogoda nie dopisała. Nie dopisała w takim stopniu, że w pewnym momencie nie było widać szczytów, a cały krajobraz spowiła mgła. Po drugie w końcu miałam czas dla siebie i zobaczenia na spokojnie sześciu odcinków nowej serii.

Zanim przejdę do mini recenzji, powrócę jeszcze do lat 90 – tych.  Zarówno ujęcia, aktorzy, dźwięki, jak i sama opowieść to filmowy majstersztyk, który tworzy spójną całość. David Lynch idealnie oddał atmosferę miasteczka, w którym dzieje się więcej, niż można by przypuszczać. Wszystko owiane jest aurą tajemniczości, spowite mgłą nieodkrytych jeszcze zdarzeń, które miały miejsce przed śmiercią Laury Palmer.

W starych odcinkach najbardziej podobał mi się fakt, że im bardziej zagłębiamy się w tę historię, tym więcej widzimy szczegółów i motywów. To jedyny serial, do którego zawsze wracam, który wywołuje we mnie skrajne emocje – od radości, przez strach, aż do smutku.

IMG_3909IMG_3910
murale na budynku Kina Sokół

I will see you again in 25 years

Oczekiwania były olbrzymie. Czy reżyser im sprosta? David Lynch zakończył 2 serię cliffhangerem. Biada tym, którzy liczyli na zgrabne wyjaśnienie wszystkich wątpliwości. Silnie postawił na operę mydlaną w pastiszowej formule. Ty razem wszystko obrócił o 180 stopni. Co do nowej formuły, zdania są podzielone. Ile krytyków, tyle opinii. Radzę więc zobaczyć, aby wyciągnąć wnioski.

David Lynch nigdy nie był twórcą, którego da się szufladkować jako opowiadacza historii. Tak jest i tym razem. Pamiętajmy o tym, że przez 25 lat reżyser bardzo rozwinął swój niepodrabialny styl. Surrealistyczno-senne wizje są tutaj spotęgowane. Śmiem twierdzić, że jest to Magnum opus Lyncha, który zapowiedział, że na serialu zakończy karierę.

Lynch zawsze powtarzał, że z całych dwóch sezonów Miasteczka Twin Peaks największą słabość miał do pilota. W pilocie, owszem, jest tajemnica, jest niepewność, ale generalnie stylistyka jest klasycznie obyczajowa – postaci są zaprezentowane w sposób przejrzysty i oczywisty, każda kolejna scena logicznie wynika z poprzedniej, a razem łączą się w zrozumiałą całość. Klimat początku sezonu trzeciego jest już jednak zupełnie inny. Po pierwsze, rytm narracji jest bardzo powolny, wręcz leniwy. Niewiele tu akcji, bohaterowie patrzą na siebie, obserwują, podczas dialogów robią dłuższe przerwy, tak jakby badali grunt bądź okrążali się ostrożnie, niczym zapoznające się zwierzęta. Po drugie, patrzymy na ciąg oderwanych scenek, między którymi trudno jest uchwycić związek, a niemal każda niesie ze sobą pytanie: o co tu, u diabła, chodzi? Prezentacja nowych postaci (a z samej listy obsadowej wiemy, że będzie ich bardzo dużo) tylko tę konfuzję pogłębia, ponieważ kompletnie nie wiemy, z kim mamy do czynienia i dlaczego. Co prawda co jakiś czas pojawia się scena, która nawiązuje do znanych nam motywów: bracia Horne nadal porozumiewają się we właściwym sobie stylu (a Jerry ma niezmienną słabość do smacznych specjałów kulinarnych), zaś Lucy (Brennan, nie Moran) wciąż wykonuje swoje obowiązki z komicznie drobiazgową starannością. – źródło

IMG_3547

W trzecim sezonie Lynch zrywa z magicznym Twin Peaks i pokazuje swój fikcyjny świat w większej skali. Serial zgubił ten klaustrofobiczny klimat. W rezultacie śledzimy kilka wątków, których bohaterowie są rozstrzeleni po całych Stanach Zjednoczonych. Szkoda, bo to miasteczko, które pojawiło się w polskim tytule serialu Lyncha sprzed ćwierć wieku, było samo w sobie jednym z bohaterów.

Zamiast stawiać na nowe zdobycze techniki, część efektów specjalnych twórcy osiągają bardzo starymi sztuczkami, co jest wielkim plusem. Reżyser od lat nie był w tak dobrej formie. Ja w całości kupuję trzeci sezon, ALE! Jeśli zadaniem pierwszych godzin „Twin Peaks” było ponowne wciągnięcie nas w ten świat i sprawienie, byśmy znów poczuli się jak przed laty, to ten zabieg się nie udał. Nowa seria byłaby świetnym serialem, którego nie powinniśmy łączyć z wcześniejszymi odcinkami.

Oczywiście będę oglądać wszystkie odcinki, bo lubię styl Lyncha. To prawo twórcy do własnej wizji, jak przypomniał mi mój kumpel i może nie powinnam tak pisać?

Z daleka, widok jest piękny…

IMG_20170614_142344

Tymi słowami, rozpoczęłam wpis Tatry motywacji. We wrześniu 2016 roku pokochałam chodzenie po górach:) Teraz odliczam dni do kolejnych wycieczek. Tym razem z małżowiną postawiliśmy na luksus, połączony z wysiłkiem. Co co chodzi?

Załatwiliśmy w atrakcyjnej cenie sześć noclegów w Hotelu Tatra. Polecam wszystkim, którzy myślą nad alternatywą dla schroniska. Nie jest drogo, jedzenie urozmaicone, a obsługa pierwsza klasa! Jednego dnia spóźniliśmy się na obiadokolację. Nic się nie stało i specjalnie dla nas przygotowano dania. A do tego na zmęczone i obolałe łyski/uda, sauna oraz basen jak znalazł!

Już na samym początku wyjazdu postawiliśmy sobie bardzo wysoko poprzeczkę i przeszliśmy ponad 40 kilometrów!

  • wtorek 10 km na trasie: centrum miasta -> Gubałówka -> droga do Cyrhla, która zakończyła się w 1/2. Za dużo bagaży i plecy odmówiły posłuszeństwa…:)

Fajnie było z samego rana (7.00) pojawić się na Krupówkach, gdzie życie dopiero się budziło. Zależało nam aby przed długim weekendem zwiedzić najpopularniejsze miejsca bo później to już istny armagedon.

IMG_3417

IMG_3420

IMG_3473

 

IMG_20170613_105948

 

  • środa 15,9 km na trasie: Kasprowy Wierch -> Czerwone Wierchy -> Dolina Kościeliska -> Kiry.

Wyruszyliśmy ok 8.00. Nigdy na Kasprowym nie byłam więc ekscytacja była ogromna. Postawiliśmy na kolejkę, aby zaoszczędzić czasu. Ceny według mnie zaporowe, ale widoki troszeczkę poprawiły humor;) Na górze 1°C i dżdżyście. Z każdym kolejnym kilometrem wiatr chciał urwać głowę, a mgła uniemożliwiła podziwianie (zapewne) przepięknych widoków. Tak więc Czerwone Wierchy ponownie do nadrobienia…:( Jedyny plus, że mało ludzi na szlaku i przyroda, która „wyszła” z ukrycia.

20170614_094626

IMG_3507

IMG_3540

IMG_3560

IMG_3592

IMG_3628

IMG_3637

20170614_104908

IMG_3625

IMG_3645

IMG_20170614_093922

IMG_3631

IMG_20170614_094745913_HDR

IMG_3650

  • czwartek 24,9 km na trasie: Kuźnice -> Murowaniec -> Krzyżne -> Dolina Pięciu Stawów ->Siklawa -> Dolina Roztoki -> Palenica Białczańska.

Boże Ciało przywitało przepiękną pogodą i tłumami w Zakopanem. Poniżej dla porównania wrzuciłam kolejkę na Kasprowy. Do Murowańca dotarliśmy szybko. Piwko i od razu w drogę na Krzyżne. Cieszę się, że na ten sam pomysł wpadło mało ludzi. Na całej trasie spotkaliśmy kilku pieszych. Muszę się przyznać, że droga była rewelacyjna, a finał zaparł dech w piersiach! Na dzień dzisiejszy moja ulubiona trasa. Zresztą zdjęcia mówią same za siebie…:)

IMG_3660

IMG_3686

IMG_3690

20170615_110417

IMG_20170615_112739

IMG_3722

IMG_3733

IMG_3744

IMG_20170615_150305947_HDR

Ciesz się małymi rzeczami.

Na większe przyjdzie czas!

Za co kochamy góry?

  • Krajobrazy i widoki. One są niesamowite. Szczytem chiloutu jest dla nas sciągnięcie butów na górskiej hali i leżenie, leżenie, leżenie…
  • Cisza. Towar powoli deficytowy.
  • Atmosfera w schroniskach. I tu znowu uwaga, niestety również towar deficytowy. Na szczęście istnieje sporo schronisk, z charakterystycznym dymem z komina, który prowadzi nas ze szlaku, herbatą, fasolą po bretońsku, fajnymi nieprzypadkowymi ludźmi czy latem wymarzonym piwem.
  • Zapach. Dla mnie najlepszy termin to jesień. Polska złota jesień. To mnie uspokaja.
  • Zdobywanie szczytów. Nie jesteśmy alpinistami i nie będziemy raczej. Za cel w tym roku postawiłam Rysy, Zawrat i Świnicę. Czy się uda? Zobaczymy. Ważne aby z głową do takich eskapad podchodzić. Jest coś jeszcze w zdobywaniu, co mi się podoba – łączy ludzi niezależnie od poglądów, statusu społecznego czy ubioru. „Cześć” obcych osób brzmi naprawdę sympatycznie.

IMG_3797

W czasie deszczu dzieci się nudzą?

Piątek i sobota pod względem pogody nas rozczarowały. Ciągle padało, a w pewnym momencie mgła zasłoniła nawet ulice. Szkoda, bo była chrapka na kolejne szczyty. Trudno, trzeba było sobie zapewnić inną rozrywkę.

Postawiliśmy na Otwarty Szlak Architektury Drewnianej:

  • Willa „Atma” „(wg sanskrytu dusza) wzniesiona została w 1893 r. przez Józefa Kasprusia Stocha, a rozbudowana do obecnej formy na pocz. XX w. W latach 30-tych XX w. mieszkał i tworzył tu Karol Szymanowski  największy po Fryderyku Chopinie kompozytor polski. Obecnie w budynku mieści się jedyne na świecie muzeum biograficzne jego imienia. Jest to niepowtarzalna okazja, żeby zapoznać się życiem i osobowością tej wielkiej postaci. Znajdujące się w willi pamiątki ukazują związek autora z kulturą zakopiańską”.
  • Willa „Koliba”, „wzniesiona została w latach 1892–1893 wg projektu Stanisława Witkiewicza, jako pierwszy budynek w stylu zakopiańskim. Nazwa „Koliba” pochodzi od gwarowego określenia pasterskiego szałasu. Pod koniec 1993 r. willa stała się siedzibą Muzeum Stylu Zakopiańskiego im. Stanisława Witkiewicza (filia Muzeum Tatrzańskiego w Zakopanem). W budynku można podziwiać wnętrza w stylu zakopiańskim, zaaranżowane przez Władysława Hasiora, m.in. jadalnię (ze zbiorami etnograficznymi Zygmunta Gnatowskiego), salon z meblami autorstwa Stanisława Witkiewicza i jego portretami malowanymi przez Jacka Malczewskiego, sypialnię oraz gabinet”.
  • Kaplica w Jaszczurówce „nazwa „Jaszczurówka” pochodzi od żyjących tu niegdyś salamander plamistych, nazywanych przez górali „jaszczurami”. Kaplicę pod wezwaniem „Najświętszego Serca Jezusowego” fundacji rodziny Uznańskich projektował Stanisław Witkiewicz (1851-1915). Po obu stronach ołtarza są dwa kolorowe witraże z herbami Polski i Litwy, wykonane według projektu Stanisława Witkiewicza. Kaplica w Jaszczurówce to jeden z najpiękniejszych pomników sztuki i stylu zakopiańskiego w Polsce”.
  • Dom Pod Jedlami „wywodzi on swą nazwę od grupy jodeł rosnących na działce przeznaczonej pod jego budowę. Zaprojektowany został przez malarza i krytyka sztuki Stanisława Witkiewicza dla Jana Gwalberta Pawlikowskiego. Stanisław Witkiewicz opierając się na budownictwie górali podhalańskich stworzył teoretyczne podstawy pierwszego narodowego stylu w architekturze”.
  • Cmentarz i kościółek na Pęksowym Brzyzku „nazwę swoją wywodzi od Jana Pęksy, który w 1848 r. ofiarował na rzecz cmentarza swój grunt, położony obecnie w jego wschodniej części. Spoczywa tutaj i sam ofiarodawca. Większa część współczesnego cmentarza mieści się na terenie, który już wcześniej znajdował się w rękach Kościoła rzymskokatolickiego. Przekazali go Kościołowi Paweł i Regina Gąsienicowie w 1813 r.; teren obejmował obszar nazywany wówczas Osiedlem, wraz z domem i kamienną kapliczką”.

20170616_131933

IMG_20170613_105901

IMG_3868

IMG_3854

IMG_3853

IMG_3464

IMG_3433

IMG_3439

IMG_3440

IMG_3452

IMG_20170613_110138

IMG_3904

To co? Ruszamy?

Bo jak nie teraz, to kiedy?

IMG_1493

 

IMG_1380