Mówi się, że sport to samo zdrowie. Trenerzy dodają: do sukcesu nie ma windy – trzeba iść po schodach. Sport zbliża ludzi i wyciąga z nich najbardziej pozytywne emocje, zarówno na boisku, jak i poza nim. Na treningach robisz swoje, pokonujesz własne słabości. Na turniejach odczuwasz ogromną satysfakcję, która napędza Cię do dalszego rozwoju.
Pamiętajmy także o tym, że sport to przede wszystkim relacje i oczekiwania. Trenera, rodziny, przyjaciół czy sponsorów. Pokładane nadzieje, które nie zawsze zostaną spełnione. Co wtedy…?
Na dzisiejszą kozetkę zaprosiłam reżysera Łukasza Grzegorzka i początkującą aktorkę Karolinę Bruchnicką. A wszystko za sprawą premiery filmu Córka trenera, który od 1 marca wejdzie do kin.
Łukasz Grzegorzek:
Od razu chciałem uciec od autobiograficznych wątków. Chciałem po prostu lepiej zrozumieć mojego tatę. Stworzyliśmy postać Macieja Korneta, która oczywiście bazowała na moim tacie, ale ona jest stworzona z kilku różnych postaci. Duży wkład w nią miał Jacek Braciak i scenarzysta Krzysztof Umiński. Sama historia nie ma ze mną nic wspólnego, ale duch trenera, przedpokoju wielkiego tenisa jest zachowany.
Łukasz:
Zgadza się. Jestem synem trenera!:) A z filmami to było tak, że od najmłodszych lat oglądałem filmy typu „Bitwa o Midway”. Kino towarzyszyło mi od kiedy pamiętam. Jednakże poświęciłem dzieciństwo na realizację marzeń mojego taty. Nie miałem czasu by zająć się swoją pasją. Gdy nasze drogi się rozeszły, a ja byłem już studentem, to zacząłem eksperymentować z filmem.
Karolina Bruchnicka:
Moją pasją jest aktorstwo. Od dziecka chciałam zostać aktorką i „po bożemu” szłam wyznaczoną drogą. Dostałam się do Łódzkiej Szkoły Filmowej i będą na trzecim roku odezwał się do mnie Łukasz. Powiedział mi o swoim pomyśle na film. Wyczytał w necie, że potrafię też grać w tenisa. W moim mniemaniu też sądziłam, że potrafię… Życie później szybko to zweryfikowało. Po pierwszych próbach okazało się, że potrzebuję jeszcze sporo treningów.
Tak też wyglądał casting. Spotkaliśmy się, wymieniliśmy poglądy. Były też zdjęcia próbne z Jackiem Braciakiem i ponoć ten etap wyszedł nieźle. A teraz pytanie co z tą moją fizycznością? Czy moje ciało wytrzyma okres treningowy? Była umowa, że Łukasz wraz z Krzysiem Umińskim zamykają mnie na dwa tygodnie na salce bokserskiej, gdzie miałam treningi ogólnorozwojowe. Jak to wytrzymam to lecimy dalej. Tak też się stało. Potem były treningi na korcie, siłownia i… zostałam „Córką trenera”:)
Karolina:
Zapraszam do świata pełnego miłości. Szczerej miłości. To opowieść o pięknej relacji ojca z córką. Mamy w niej sporo rys, ale staraliśmy się by historia była tak przedstawiona, by bez wielkich narracji czy efektów widz mógł to poczuć. Z Jackiem Braciakiem, przygotowując się do tych ról, mieliśmy kilka spotkań. On opowiadał mi o swoich córkach, ja mu o relacjach z ojcem. Myślę, że ten czas spędzony wspólnie na planie, dał mi sporo swobody i zaufania do ekipy. Myślę, że ten proces zaowocował.
Łukasz:
Kieruję się przede wszystkim intuicją, ale na wybór ma też wpływ kilka czynników. Może zaskoczę, ale przede wszystkim tembr głosu. Muzyka słów wypowiadanych przez aktorów. Po drugie mowa ciała i energia, którą wyraża twarz. Co można z niej ulepić. Bo twarz to wachlarz emocji. W przypadku Karoliny to było arcytrudne zadanie. Chciałem przedstawić dziewczynę, która na końcu filmu staje się kobietą. Czyli dziewczęca twarz na początku, a na końcu dojrzała kobieta. Na koniec kieruję się cząstką energetyczną.
Jacek Braciak ma kilka mocnych punktów wspólnych z moim tatą. Z jednej strony jest świetnym aktorem, który potrafi zagrać praktycznie każdą rolę, a z drugiej strony widzę w nim „umierający gatunek”. Sądzę, że lepiej czułby się, gdyby żył w dwudziestoleciu międzywojennym. Nie boi się ubrudzić rąk, bardzo dużo wymaga od siebie jak i innych, chodzi własnymi ścieżkami oraz posiada w sobie jakiś niepokój…
Łukasz:
Przywiązuję się do aktorów.
Łukasz:
Zależało mi, aby w tych sekwencjach tenisowych, było widać trochę tego sportu. Próbowaliśmy z jednym aktorem zbudować tę postać, ale bezskutecznie. Czułem, że mamy za mało czasu, by wyszkolić aktora nie tylko pod względem roli, ale i przygotowania do gry w tenisa.
Łukasz:
Epizodycznie zagrał w jednej ze scen:) A na poważnie, część scenariusza konsultowaliśmy z psychologiem sportu oraz z trenerami, którzy mają spore doświadczenie z podopiecznymi. W końcu rodzicami – trenerami i chłonęliśmy te historie. Dla nas taka pomoc była najważniejsza, gdy budowałem wiarygodność psychologiczną postaci i jej wyborów w trakcie filmu. Co do niuansów to ja się w tym wypadku zdaję na aktorów.
Karolina:
Przygotowanie było z wielu stron. Oczywiście na początku bazowałam na scenariuszu, który pod wpływem rozmów był modyfikowany. Ja też czuję, że miałam na niego wpływ dwutorowo. Bo z jednej strony Łukasz pytał mnie co bym zrobiła, jak zareagował w danej scenie, a z drugiej on mnie bardzo obserwował. Słuchał o moim życiu, moich przemyśleń. Bazował i zbierał do scenariusza.
Karolina:
To była dla mnie najtrudniejsza scena do zagrania. Wiedziałam, że to najważniejsza scena, naszpikowana emocjami. Starałam się tak zbudować postać Wiktorii, która na początku jest zamknięta w sobie. Kumuluje emocje w środku.
Zależało mi na tym, by doszło do takiej potyczki słownej, w której wybuchła. Wiedziałam, że jak nie wyjdzie to wiarogodnie, to moja postać nie ma sensu. Tę scenę kręciliśmy ostatniego dnia i cały film wisiał właśnie na niej. Na szczęście było mało dubli. Czułam presję i musiałam na kilka godzin odciąć się, skumulować emocje i poszło.
Łukasz:
Ja mam inną definicję buntu. Ja wierzę w rebelię buntowników, ale nowej generacji. Nudnych, pracowitych, którzy mają małe marzenia i dużo w sobie naiwności. Oni raczej wzbudzają politowanie, śmiech i przewracanie oczami. Wierze, że oni przyniosą nam rewolucję!
Łukasz:
Wimbledon jest po drugiej stronie. Zresztą w tę słynną ścianę uderzała jakiś czas temu Agnieszka Radwańska. Tenis zwykle kojarzymy z blichtrem, pieniędzmi, wielką sławą, więc ja chciałem pokazać jego przedpokój. To obraz przaśny.
PRL był tylko tłem do tego, co się dzieje tak naprawdę miedzy tymi ludźmi. Jakie zachodzą tutaj relacje. Każdy tenisista w Polsce zaczyna właśnie od tych prowincjonalnych turniejów. To na czym nam zależało to to, by zderzyć wielkie marzenia o sławie z ta prowincją. I ktokolwiek pojawi się w Oławie czy Mrągowie na kortach i zderzy się właśnie z tą przaśnością, to z góry wychodzi na dziwaka czy marzyciela.
Gdybym „Córkę trenera” opowiadał przez pryzmat Paryża czy Londynu, to nie czulibyśmy groteskowości marzeń Macieja Korneta. Bo prawda jest taka, że największe nazwiska polskiej sceny tenisa, gdy zaczynały na tych wsiach kilkanaście lat temu, to były traktowane jak nikt.
Łukasz:
Oczywiście to jest Twoje pełne prawo:) Ja jestem pesymistą, jeżeli chodzi o relacje. Uważam, że prędzej czy później one się rozpadają. Ja nie oceniam nigdy moich bohaterów. Bardzo ich lubię. Kocham Wiktorię i Macieja Kornetów. Tak samo kocham bohaterów mojego pierwszego filmu „Kamper”. Ja jestem po prostu pesymistą.
A co do zgrywy i ironii, wlewam ją w swoje dialogi. Bardziej autoironię. Chcemy się śmiać z bohaterami, a nie z nich. Ważna dla mnie też jest szczerość i szukanie tej esencji w relacjach.
Łukasz:
My już mamy to poczucie, że fajnie się dzieje wokół „Córki trenera”. Miała ona bogate życie festiwalowe. Niebawem pojawią się projekcje również za granicą. Czuję, że to idealny materiał do rozmów. Zdarzają się świetne seanse i prelekcje, gdzie to publiczność przepięknie otwiera się przed nami, a my przed publicznością.
Karolina:
W tym tygodniu byliśmy w Jeleniej Górze i po seansie podeszło do mnie małżeństwo i powiedzieli, że mają córkę w podobnym wieku, która trenuje pływanie i opowiedzieli mi swoją historię. I takie chwile są dla mnie najciekawsze i wzruszające, a ja wiem, że robimy to „po coś”.
Generalnie staram się dużo nie planować a daję się ponieść rożnym sytuacjom. Lubię jak mnie życie zaskakuje. Nie przywiązuję się do jednego miejsca i stanu, że tak już będzie. Staram się szukać, odkrywać i tak było przy tworzeniu „Córki trenera”. Dałam się ponieść marzeniom.
Dzięki wielkie!
Siatka jest napięta,
a rakiety są dwie.
Wzbraniam się przed filmami o sportowcach, jak tylko mogę. Z prostego powodu: więcej razy mnie zawiodły, niż przyniosły audiowizualne doznania. Ile można oglądać, że ktoś się stara, poddaje, trener pokazuje lepsze życie i w końcu osiąga sukces? „Córka trenera” to zupełnie inne kino. Sport jest tylko tłem do pokazania relacji. Relacji, które od samego początku skazane są na niepowodzenie.
W informacji od dystrybutora czytam, że przez ponad 90 minut będę obcować z ojcem i córką. Duet Kornetów podróżuje po całej Polsce za marzeniami. A raczej za chorymi ambicjami Macieja (świetny Jacek Braciak), a jego 17-letnia córka Wiktoria ma je spełniać, wygrywając lokalne turnieje tenisowe. Od wielu lat są tylko we dwoje, zawsze razem. Ona jest jego oczkiem w głowie, córeczką tatusia i jego wielką chlubą. On jest dla niej całym światem. Pewnego dnia obydwoje kogoś poznają. Maciej, będąc przez tyle lat samotnym w końcu otworzy się na nową znajomość? A co z Karoliną, dla której pierwsza miłość to również pierwszy papieros, pierwszy kieliszek i pierwszy seks? Film drogi, ale jakże istotny kawałek do przejścia…
Najmocniejszym punktem „Córki trenera” jest bez wątpienia świetnie skrojony i inteligentny scenariusz. Dostajemy film sportowy, pokazujący jak w rzeczywistości wygląda droga do Wielkiego Szlemu. Surowa rzeczywistość, a nie bajka. Z drugiej strony reżyser zabiera nas w dni gorącego lata i przywołuje temat ludzkich ciałach kształtujących swoją tożsamość. Uczących się świata niezależnie od wieku. Kino lekkie, ale nieinfantylizujące. Pouczające, a nie wywyższające się. Po prostu… ludzkie.
Dystans to jedna z najważniejszych składowych tej dziarskiej historii wyróżniająca ją spośród innych, gdzie można było zrobić karykaturalną dramę. Łukasz Grzegorzek to wymagający reżyser, który zmusza nas do zadania sobie fundamentalnych pytań. Wplata refleksje z naturalną swobodą i choć poruszana tematyka do najprostszych w odbiorze nie należy, czerpiemy przyjemność z oglądania filmu.
„Córka trenera” to oczywiście popis aktorski. Jacek Braciak płynnie przechodzi między nastrojami swej postaci, nigdy nie pozwalając sobie na przerysowanie. Podobnie Agata Buzek i Karolina Bruchnicka – chociaż to jej pierwsza poważna rola, nie pozostaje obojętna! Gra z pazurem i hipnotyzuje spojrzeniem. Trzymam kciuki, by kolejne role były tak udane!
„Córka trenera” pokazuje, że można w prosty sposób, bez zbędnych ozdobników pokazać miłość. Uczucie, które jest tak wielopłaszczyznowe, że może ulecieć nawet po wygranym meczu. Zapraszam do kin.
7/10
Zostaw komentarz