Głosy w głowie Czarnego Konia? Biedak… Nieprzerwanie od dziewięciu lat słyszy 4 szepty. Czy to choroba? Może powinien udać się po pomoc do specjalisty? Nic bardziej mylnego:)

„Cieszę się, gdy ktoś może powiedzieć, że zarażamy klimatem; jednak osobiście trochę boję się historii. Nie chciałbym, żeby Ars Independent zastygało w schematach. Zależy nam by wciąż i wciąż otwierało się na nowe”

Ponownie na kozetkę zaprosiłam całą gromadkę gości: Gabę, Matyldę, Bartka, Bastka i Jacka. Co ich łączy? Ars Independent Festival, który w dniach: 24-29 września 2019 r. zagalopuje do Katowic. Nie może Was zabraknąć!

BARTEK SOŁTYSIK (rzecznik medialny):

… festiwal, który próbuje odpowiedzieć na nasze małe codzienne FOMO. Jak mawiał klasyk: tyle czarów, tak mało many. Więc próbujemy co roku wybrać dla i za Was garść rzeczy fajnych, które w ostatnim czasie przydarzyły się światu.

Prościej?: multimedialna impreza o filmach, animacjach, wideoklipach i grach wideo, których tytuły nikomu nic nie mówią.

MATYLDA BADERA (menadżerka festiwalu):

Na festiwalowej mapie Katowic prym wiodą festiwale muzyczne, wymienić wystarczy gigantów pokroju OFFa i Nowej Muzyki czy JazzArt Festival. Zgoła inne doświadczenia przynosi też co roku Ars Cameralis. Festiwale filmowe w ostatnich latach zaczęły z niej jednak znikać – najlepszym przykładem jest chyba Festiwal Filmów Kultowych, który migruje ostatnio między Gdynią i Gliwicami czy RegioFun, który przekształcił się w wydarzenie branżowe. Ars Independent to festiwal multimedialny – to wydaje się być jego siłą. Dodatkowym atutem jest również prezentacja filmów debiutanckich i drugich młodych (niekoniecznie wiekiem) reżyserów.

BARTEK:

Kiedyś to było tak, że był festiwal filmowy, był festiwal muzyczny. Ba!, był festiwal filmów dokumentalnych i festiwal muzyki rockowej. Dzisiaj? Dzisiaj to już zupełnie nie ma sensu. Trzymanie się etykiet sztuk, mediów, gatunków stało się niepraktyczne, bo sami twórcy i twórczynie przestali się szufladkami przejmować, tworząc na rubieżach różnych form, stylów i nośników. W 2019 festiwal przypomina raczej feed znajomego na feju, aniżeli “festiwal filmowy” czy jakikolwiek inny.

JACEK WANDZEL (kurator gier wideo):

Frekwencja, klasycznie – niezła. Mnie w tym roku intrygowało jak szalenie wzrastają wartości produkcyjne gier indie. W ostatnim półroczu ograłem naprawdę dużo, za przeproszeniem, niezależnego szrotu – ale nawet największa chała wyglądała ślicznie. Szczególnie widać to po tytułach, które sięgają po pixel art i nawiązują do gier lat 90. Jeszcze parę lat temu rozpikselowaną estetykę traktowało się za jazdę na nostalgii – teraz, wiele gier w nią celujących tak daleko wykracza poza ambicje tamtych tytułów, że jest już to po prostu estetyką, niczym więcej.

GABA PALICKA (kuratorka animacji):

Frekwencja od lat utrzymuje się na podobnym poziomie: zgłoszono ok. 1300 animacji. Każdy z selekcjonerów ma pewnie inne odczucia, ale mnie szczególnie zaintrygowała mocno przesunięta proporcja ilości zgłoszeń o zabawnym, komediowym charakterze w stosunku do tych poważnych (na korzyść tej drugiej grupy). Młodzi (doświadczeniem, niekoniecznie wiekiem) twórcy coraz odważniej wyrażają swoje zdanie na istotne, współczesne tematy, nie unikają krytyki współczesnego porządku społecznego oraz przybliżają widzowi problemy specyficzne dla danego kraju przez pryzmat osobistych doświadczeń.

Ciężko konkretnie określić kryteria selekcji, każdy selekcjoner z grupy animacji pewnie ma swoje priorytety przy wyborze swoich faworytów. Jednak dla każdego istotne jest, by twórca czy twórczyni mieli coś do powiedzenia swoją animacją (nie musi być to koniecznie coś ważnego i doniosłego), a także by nie rozczarowywała ona jakością wykonania oraz doborem zastosowanych artystycznych środków wyrazu. Oczywiście w dużej mierze są to kwestie indywidualne i subiektywne, dlatego też działamy w grupie. Bo gdybym tylko ja wybierała to konkurs byłby pełen kwasowych animacji i czarnego humoru.

MATYLDA:

Konkurs filmowy, mimo otwartej formuły zgłoszeń, opiera się w głównej mierze na poszukiwaniach programerów w odmętach platformy proFestivalScope. Rokrocznie napływające filmy z niesamowitą siłą rezonują z bieżącą sytuacją na świecie. Trudne tematy nie zniechęcają młodych twórców. 

MATYLDA:

Hasło powstało już w grudniu 2018 podczas (jak to bywa przy pracy zespołowej) jednej z wielu burzy mózgów. Nie ma osoby w zespole, która nie subskrybowałaby jakiejś platformy czy kanału – od Netflixa po prenumeratę Wyborczej, każdy ma swojego konika. Obserwowane media same podpowiadają nam treści – my od tej podpowiadalności chcemy uciec. Szukamy na własną rękę, nie sugerując się wskaźnikami popularności.

BARTEK:

Tak właściwie to kulą u nogi jest nam to tytułowe “independent”. Od początku ani nie wiedzieliśmy jak zdefiniować to pojęcie, ani nie potrafiliśmy wskazać jego przykładów. Po 9 latach robienia Arsa – dalej nie wiemy. Ale nazwa festiwalu została, ładnie brzęczy w uszach, zaczęła się fajnie kojarzyć – i tak już zostało.

MATYLDA:

Otwarcie przygotowaliśmy we współpracy z Martyną Markowską – kierowniczką działu merytorycznego instytucji kultury Katowice Miasto Ogrodów, organizatora Ars Independent.

Martyna o wydarzeniu pisze tak: jest to dedykacja dla arabskiego kina w psychodelicznej odsłonie. Idole kiczu, tancerki i stare melodramaty pojawiają się na ekranie wypełnionym muzyką elektroniczną i dźwiękami bliskowschodnich instrumentów. Artyści z Francji i Libanu przyjadą do Katowic, aby na nowo zrewidować w swoim audio-wizualnym performansie hasło „Unsubscribe”.

MATYLDA:

Po raz pierwszy otworzyliśmy taki wewnętrzny nabór na pomysły na wydarzenia pozakonkursowe dla naszych bliższych i dalszych współpracowników i przyjaciół. Staramy się odchodzić od klasycznego arsowego podziału programowego na filary: film, animacja, gry wideo i wideoklip. Stąd też dużo z wydarzeń znajduje się na styku tych dziedzin w tym roku. W programie znajdziecie sety a/v, imprezę taneczną połączoną z możliwością pogrania w kultowe, retro gry czy animowane wideoklipy.

BARTEK:

W 2015 roku Katowice dołączyły do globalnej sieci Miast Kreatywnych UNESCO jako Miasto Muzyki. OFFy, Nowe Muzyki, Rawy – to tylko duże, głośne muzyczne wixy. Oprócz nich miasto tętni mnogością mniejszych festiwali, przeglądów i koncertów.

Co roku też na Ars Independent staramy się wpleść w program muzyczne wydarzenia. Zresztą audiowizualne, transmedialne zabawy dobrze grają z duchem festiwalu. Otwierające i zamykające festiwal sety A/V “Love and Revenge” oraz “Soundscape: Mirror”, przegląd filmów o dźwięku Sound&Vision, aftery z “Missy Ness” oraz “Super Retro Video Games Party”, sety teledysków kontrowersyjnych (“Choked & Blind vol 3”), animowanych (“A gdyby tak…”), kultowych (“Wideoklipy wielokrotnego wyboru”)… Będzie czego posłuchać na Arsie.

GABA:

Game On jest naszym tegorocznym eksperymentem. Większośc gier jest tworzona przez grupy twórców, każde wyspecjalizowane w jednej lub kilku dziedzinach. Game On jest pokazem działalności studenckiej, która (wg. naszego researchu) na razie nie ma, poza obronami licencjatów i prac magisterskich, przestrzeni gdzie mogłaby zaprezentować się szerszej publiczności. Zobaczmy concept arty, modele 3d, prototypy gier itp.

Liczymy na to że zainicjujemy kontakt między osobami które dopiero myślą o karierze w grach z bardziej doświadczonymi już wystawcami NGGW. Bo na NGGW wystawiają się młodzi twórcy, którzy już mają coś do pokazania (często jeszcze w produkcji, czasem zaraz przed premierą).


JACEK:

Zabawy! Nowych spojrzeń! Dziwactw małych i dużych, udanych bardziej i takich, które udadzą się lepiej. Showcase to wizyta, którą się potem pamięta, bo tych gier nie da się później oderwać od poznania twórcy, od pewnych niedociągnięć – irytujących, ale też przez to pięknych, bo jednak jesteśmy przyzwyczajeni do oglądania dzieł gotowych i już dopicowanych. A tu można zobaczyć zmarszczki i niedoskonałości, zagrać w nie, powiedzieć, że się podoba, albo że coś można by zrobić inaczej.

MATYLDA:

Pracy z ludźmi i dla ludzi. Niesamowitą satysfakcję daje widok ożywionych dyskusji po festiwalowych seansach.

BASTEK ŁĄKAS (producent festiwalu):

W tabelki, #gotowość i umiłowanie fuck-upów.

JACEK:

W animacji piątą część JoJo’s Bizarre Adventure, oczywiście! Już na poważnie: gry akcji z ostatniego roku. Branża i ludzie siedzący w interaktywnym niezalu lubią się czasem zawiesić na tytułach w oczywisty sposób “artystowskich”, kontemplacyjnych, tam szukać najbardziej ekscytujących rzeczy. A ja się najlepiej bawiłem przy tytułach pokroju Sekiro czy Devil May Cry 5, gdzie w dużej mierze chodzi o efektowną akcję.

Gry robią się coraz lepsze w balansowaniu spektaklu z aktywnością gracza i prostotą sterowania – okazuje się, że żeby zabawić się w Johna Wicka nie potrzebujemy ani tysiąca klawiszy, ani VRu. “Filmowość” w rozumieniu “mamy dużo przerywników nieinteraktywnych” odchodzi powoli, ale stanowczo do lamusa, zastępowana przez ideę “gracz jako kaskader, choreograf i bohater w jednym”. W konkursie zresztą będzie to widać.

GABA:

Jeśli ktoś nie był w zeszłym roku na Arsie – to pogooglać animacje z konkursu zeszłorocznego, część może pojawiła się już na vimeo itp. Warty uwagi jest także sukces animacji “Duszyczka” Barbary Rupik na festiwalu w Cannes (jej animacja “Wcielenie” brała udział w konkursie Czarnego Konia w 2017 roku). W zeszłym roku Wes Andreson uraczył nas “Wyspą psów” – filmem który docenią, moim zdaniem, nawet widzowie, którym nie po drodze jest z jego animowanymi filmami. Z mainstreamowych rzeczy to zdecydownie warto zobaczyć “Spider Man Uniwersum” – nawet jeśli mamy uczulenie na kino superbohaterskie, sama animacja i sposób opowiedzenia historii są godna uwagi. Pod względem wizualnym jest innowacyjna i zachwyca, i mam nadzieję, że zdoła być pierwszym kamyczkiem, który odwróci współczesne trendy w mainstreamie, i przełamie estetykę Pixara i Disneya. 

A i jeszcze jeszcze warto zobaczyć “Batman Ninja” na Netflixie. 

JACEK:

“Growość” wygrywa. Największe hity to te, które się nie wstydzą interaktywności i stawiają na doświadczenia, które nie małpują kina czy literatury. Widać to nie tylko po grach jak “Fortnite” czy “Apex Legends”, które stawiają przede wszystkim na sportowo-sensacyjną rywalizację i zabawę opartą na improwizacji. Chociażby ubiegłoroczny megahit, “Red Dead Redemption 2”, jest grą szalenie nieprzystępną dla “niedzielnego” gracza, który mógłby oczekiwać tylko spektakularnych widoków i prostego klikania: zajmuje prawie sto godzin, jest powolna, niczego nie ułatwia, wymaga wejścia w wirtualny świat razem z gamepadem.

Wygrywa też, niestety, kapitalistyczna chciwość. Tym, którzy marudzą, że Disneyowska czy Netfliksowa dominacja rujnują film czy telewizję, polecam zagłębić się w to, co dzieje się w grach wideo. Z większych studiów dochodzą słuchy o skandalicznych warunkach pracy – bo garnitury nie rozumieją, że gier wideo nie da się robić szybko. Wciąż dominują agresywna monetyzacja i traktowanie gier jako sztuki tylko wtedy, gdy jest to wygodne. Żyjemy w czasach, w których przedstawiciel wielkiej korporacji kłamie w żywe oczy, opowiadając o tym, jak elementy hazardu w grach online to “mechanika niespodzianki”. W czasach, w których Google próbuje nam wmówić, że streamowanie to przyszłość rozrywki interaktywnej – że nie powinniśmy chcieć posiadać naszych gier, że chęć zabawy niezależnej od jakości łącza to bzdura. Gry nigdy nie były lepsze, ale nigdy też nie były tak narażone na pospolitą chciwość korporacji.

GABA:

Najbardziej wyraźny trend w animacji to mariaż trendu ogólnofilmowego z miłością do realistycznej animacji komputerowej, czyli tzw. “live action” remake. Po pierwsze, wcale nie live action, tylko realistyczne CGI. Po drugie, zgadzam się, że część animacji się kiepsko starzeje, ale raczej w dziedzinie żartów czy operowania stereotypami, które może były normą w latach 90, ale na pewno nie są porządku w 2019.

A współczesny trend remaków, czy nowych wersji już raz opowiedzianych historii, które operują dokładnie tą samą estetyką jest bardzo niepokojący. W życiu bym nie pomyśłała, że zobaczę wizualnie podobne “Wodnikowe Wzgórze” i “Króla Lwa”. Pomijając dyskusję o tym czy jest potrzeba remaków tych animacji, czy chodzi głównie o nostalgiczny skok na kasę (uważam osobiście że to drugie), to krajobraz animacji w kinach przedstawia się teraz tak: Pixar i remake “live action”. I interesujących w warstwie wizualnej i treściowo animacji nie traktujemy jako normę, tylko jako wyjątki od reguły, a mówię o takich produkcjach jak wspomniana “Wyspa Psów” Andersona, produkcje w technice stop-motion Ardmann Studio czy nowy Spider Man Uniwersum” (raz jeszcze gorąco polecam, niesamowita animacja). 

GABA:

Myślę że dzisiaj to temat rzeka, ale najbardziej prozaicznym powodem jest dostępność. By odpalić serial z serwisu streamingowego wystarczy mieć ochotę i jeden klik,  DVR wymaga o krok więcej – zaplanowania nagrania. Oglądamy co chcemy, kiedy chcemy, często dopasowane pod nasz gust przez algorytm. Plus łatwiej podzielić się ze znajomymi doświadczeniem serialowym niż filmowym – niezależne kino nie trafia w takich ilościach do obiegu streamingowego czy telewizyjnego jak blockbustery.

Inną sprawą jest, że serial dzisiaj oznacza prestiż i przyciąga wielkie nazwiska filmowego formatu – wystarczy spojrzeć np. na obsadę serialu “Big Little Lies”. Wartości produkcyjne części seriali nie odbiegają od standardów filmowych. I niestety mainstreamowe kino zostało (w moim odczuciu) zdominowane przez drogie, “bezpieczne” produkcje kina superhero czy akcji oraz sequele – wszystko już to widzieliśmy, nic nas w tej materii nie zaskoczy.

Nie krytykuję tutaj widzów i widzek takiego kina, sama nią jestem, jednak mam wrażenie, że studia filmowe wypuszczają o wiele mniej oryginalnych projektów, jako że nie gwarantują one takich zysków jak filmy oparte na nostalgii czy kolejne części franczyzy. Dlatego warto odwiedzać kina studyjne (oraz nasz festiwal), by nie zapomieć, że kino dalej ma coś do powiedzenia, i nie daje się zastąpić całkowicie serialami.

BARTEK:

Mamy już za sobą większość pozakonkursowych wydarzeń ogłoszonych. Jeszcze kilka ujawnimy w sierpniu wraz z programem konkursów Czarny Koń: najnowszymi filmami, animacjami, wideoklipami i grami wideo.

Pozwolę sobie na jeden mały teaser, jeszcze nie ujawniony tytuł, który nada ton konkursowi: wygooglajcie sobie “Knife+Heart”.

BARTEK:

Jeszcze do 25 sierpnia nabyć można karnety na festiwal w promocyjnej, przedsprzedażowej cenie 80 PLN – w sieci Ticketportal. 26 sierpnia ogłosimy pełny program Ars Independent 2019, a wraz z tym do sprzedaży trafi ostatnia pula karnetów w cenie 100 PLN. Znowu od 10 września w sprzedaży będą też bilety na poszczególne wydarzenia za 13 PLN – do nabycia online via Ticketportal, Filmowa.net oraz w miejscach festiwalowych przed wydarzeniami.