Szczerze mówiąc nigdy nie liczyłam. Trochę tego było – od filmów przez seriale, od tych starszych („007 zgłoś się”, „Człowiek z żelaza”), po nowsze („Czarny Czwartek”, „Krew z krwi”).
Klub Filmowy istnieje od 2005 roku. Jest chyba jedynym kinem studyjnym w Trójmieście, które tyle „wędruje” ze względu na brak własnej siedziby. Początkowo funkcjonował w dawnej sali BHP Stoczni Remontowej Nauta, później w Centrum Nauki „Experyment” PPNT, a od jesieni 2015 mieści się w Muzeum Emigracji w Gdyni. Cel i misja? Chyba zawsze były takie same: pokazywać dobre filmy i zarażać miłością do kina.
Magda Malinowska:
W pierwszych latach działalności nasze seanse nie były tak regularne, pokazywaliśmy więcej klasyki i organizowaliśmy przeglądy tematyczne. Z czasem, w odpowiedzi na zapotrzebowanie widzów, zwiększyliśmy ilość pokazów i zaczęliśmy stawać na aktualny repertuar. Staramy się pokazywać przede wszystkim tzw. filmy studyjne, ale nie boimy się wyświetlać tytułów bardziej mainstreamowych.
Naczelną zasadą zawsze pozostaje to, czy dany film naszym zdaniem wart jest obejrzenia. Na początku marca organizujemy pokaz specjalny Oscar Nominated Shorts 2018. Wyświetlamy krótkometrażowe filmy aktorskie nominowane do Oscara. Przypominamy tym samym, że kino to też krótki metraż, w Polsce nadal rzadko goszczący na dużym ekranie.
Staramy się, aby tym to, co nas wyróżniało był w pierwszej kolejności repertuar, ale mamy to szczęście, że wyróżniają nas też widzowie – zaangażowani i aktywni. Codziennie zaglądamy na Facebooka – chociażby po to, żeby dowiedzieć się, co nasi bywalcy chcieliby zobaczyć. Próbujemy uwzględniać konkretne oczekiwania, układając program, choć wiadomo, że nie za każdym razem udaje nam się je spełnić.
Zawsze będziemy trochę innym kinem – mniejszym, kameralnym. Dokładamy starań, żeby utrzymać to, co nas wyróżnia od lat – stałą cenę biletu (10 zł), brak reklam i… popcornu.
Pojawienie się Festiwalu Filmów Kultowych w Trójmieście to bardzo dobra decyzja. Nie ma wątpliwości, że tego typu kino cieszy się dużym powodzeniem – chyba niezależnie od miejsca.
Przez pewien czas gościliśmy w Klubie Filmowym inicjatywę VHS Hell, której pomysłodawcą jest Krystian Kujda. Już te projekcje, odbywające się w formie „double feature”, pokazały nam, jaki potencjał tkwi w takich wydarzeniach.
Trudno opisać „typowego” widza. Zawsze grozi to uogólnieniem. Dla nas to widz w dużej mierze świadomy, ale też wymagający, co stanowi pewne wyzwanie. Od kilku lat obserwujemy wzrost zainteresowania mniej popularnymi kinematografiami. Widzowie coraz liczniej przychodzą na filmy węgierskie, rumuńskie, tajwańskie czy peruwiańskie.
Rośnie zainteresowanie kinem dokumentalnym, zwłaszcza tym zaangażowanym społecznie. Wiąże się to jednak z ogólną tendencją do coraz głębszych kinowych poszukiwań. Jedno jest pewne, trójmiejski widz chętnie chodzi do kina i ma dla niego znaczenie, na jaki film się wybiera.
Obecnie nie współpracujemy przy tworzeniu Festiwalu Filmowego w Gdyni. We wcześniejszych latach odbywały się u nas pokazy organizowane w ramach tej imprezy, m.in. Konkurs Młodego Kina czy blok specjalny Gdynia Dzieciom.
Festiwal Filmowy w Gdyni to zawsze szczególny czas w kalendarzu kulturalnym miasta. Dla nas liczy się przede wszystkim atmosfera – wymiany myśli, dyskusji po pokazach, biegania od jednej sali do drugiej i od jednego obiektu festiwalowego do drugiego, z przerwami na jedzenie w „trasie”. Na festiwalu zawsze jesteśmy. Zdarzyło nam się też uczestniczyć w obradach Jury PFDKF i to również była wspaniała przygoda.
2017 to rok „w kratkę” – od miesięcy z wieloma ciekawymi premierami, po te trudniejsze – jeśli mówimy o repertuarze studyjnym. Dość kłopotliwy programowo, bo nierówny, ale – jak każdy, przynoszący zaskoczenia.
W Klubie Filmowym to kilkukrotne ponawianie seansów „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” i „The Square” – filmów tak różnych, a cieszących się ogromnym powodzeniem. To całkiem udany rok dla polskiego kina. A z bardziej osobistej perspektywy: rok dużych emocji w filmach… niefabularnych, takich jak dokumenty „Mr. Gaga” Tomera Heymanna czy „21 x Nowy Jork” Piotra Stasika.
Magda Malinowska:
Miniony rok to dla Klubu Filmowego czas przyzwyczajania się do kolejnych zmian i drugi pełny sezon w nowej lokalizacji. Chyba jesteśmy już spaczeni kinowo, bo poszczególne lata zapisują się nam w głowach głównie za sprawą premier kinowych, dlatego nie ukrywamy, że czekaliśmy na 2018.
Zwłaszcza, że kiedy już trochę okrzepliśmy i zadbaliśmy o wprowadzenie pewnych udogodnień dla widzów, takich jak np. elektroniczna sprzedaż biletów, możemy w większym stopniu skupić się na rozwoju programu.
Jesteśmy małym zespołem i właściwie niemal od początku pracujemy w takim samym składzie. Do pomysłodawcy Klubu Filmowego – Piotra Bulczaka, naszego operatora Maćka Mokrosa i pani Krystyny, która czuwa nad biletami, dołączyłam w 2008 roku. Od tamtego czasu zajmuję się głównie repertuarem i promocją. To już 10 lat, ale wcale tego nie czuć. W kinie jako instytucji są momenty, kiedy trzeba być po prostu dobrym rzemieślnikiem.
Z kolei kino jako idea i żywy organizm zasadza się raczej na pasji. Kiedy jej brakuje, łatwo to zauważyć. Prowadzenie niewielkiego kina jakim jest Klub Filmowy to niejednokrotnie zmierzanie się z rzeczywistością i z pewnymi ograniczeniami. Nie zawsze można zrobić wszystko, ale wtedy pojawiają się kolejne tytuły, które bardzo chcemy wyświetlić i gdy widzimy, że oprócz tego całkiem spore grono osób chce je zobaczyć, szybko znowu dostajemy wiatru w żagle.
Zadowolonych widzów, samych dobrych premier, rosnącej frekwencji, stałej siedziby i dalszej pasji. Dużo tego, więc może pomińmy to ostatnie, bo pasję trudno w nas zabić.
Zostaw komentarz