„Chmury zakrywają szczyt tylko dla tych, którzy są na dole.”

Najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Podobnie jest z filmami. Wybitnych obrazów jest za dużo – taka reflaksja narodziła mi się po kilku latach, oglądania średnio 350 pozycji rocznie!

Dlatego nie tracąc czasu na wstępny i filmoznawcze dywagacje, od razu przystąpiłam do odliczania. Wiadomo – ile osób, tyle wyborów, każdy znajdzie wybitne filmy, których poniżej nie zamieściłam. Znajdą się również pozycje, które będziecie chcieli skrytykować. Biorę wszystko na klatę!:)

Mam jednak cichą nadzieję, że pozycje, które tutaj będę wymieniać (moim zdaniem najlepsze z najlepszych), przydadzą Wam się przy wyborze tego, co warto nadrobić w miłym i doborowym towarzystwie.

Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu.

Koniec 2015 roku. Jak zwykle przed Sylwestrem tworzę TOP LISTĘ Se Točí. Wyglądała ona następująco (kolejność przypadkowa):

1. Locke
2. Dzikie historie
3. Birdman
4. Wolny strzelec
5. Długi, wrześniowy weekend
6. Whiplash
7. Łowcy głów
8. Love, Rosie
9. Tajemnice Bridgend
10. Człowiek na linie
11. Lost River
12. Smak curry
13. Zeszłej nocy
14. Mały książę
15. Pieśń słonia
16. Labirynt
17. Ziarno prawdy
18. Frank
19. Młodość
20. Stare grzechy mają długie cienie

To był świetny rok pod względem światowej kinematografii. Na początku w głowie powstało TOP 10, ale po zobaczeniu w ciągu 365 dni, 276 filmów naprawdę było mi ciężko wyselekcjonować. Jak widzicie nie oglądam samych nowości. Lubię nadrabiać zaległości bo zawsze znajdą się perełki. Pamiętam to jak dziś: 25 grudnia 2015 roku – zaraz po wyjściu z kina rzutem na taśmę do mojej listy BEZAPELACYJNIE dołączył hiszpański kryminał Alberto Rodrígueza.

marshland

„La isla minima” został obsypany w Hiszpanii nagrodami. Najpierw był sukces na festiwalu w San Sebastian, później gromadka statuetek Goya przyznawanych przez tamtejszy przemysł filmowy, gdzie pokonał m.in. „Dzikie historie” i „9 Mil”.

To opowieść o dwóch detektywach, którzy zostają przydzieleni do sprawy zniknięcia młodych dziewczyn. Szybko okazuje się, że przypadek nastolatek nie jest odosobniony, a za tragedią w wiosce kryją się mroczne tajemnice. Film w 300% zasługuje na rozgłos i uznanie! Już teraz serdecznie zachęcam do nadrobienia zaległości wszystkich tych, którzy jeszcze nie widzieli. Rzecz dzieje się w roku 1980 w Andaluzji, na bagienno-rzecznym południu Hiszpanii. Tu raczej nie ma nadziei na rychły dobrobyt.

„Stare grzechy…” scenariuszowo nie są czymś nadzwyczajnym. Zbrodnia, niewielka społeczność, sekrety, największe ludzkie słabości i podłości. Reżyser znakomicie jednak prowadzi widza przez tę opowieść. Umiejętnie dawkuje informacje, wie, gdzie postawić akcenty, nie szarżuje emocjami, nie traci czasu na łopatologiczne tłumaczenia, nie rzuca okruchów wielkości kromki chleba. Pozwala zaangażować się, samemu wyciągnąć wnioski. Pięknie też osadza narrację w historycznym kontekście (lata 80., postfrankistowska Hiszpania), a wątek kryminalny z dużym wyczuciem wzbogaca o aspekt psychologiczny, zestawiając chociażby dwóch policjantów. Jeden młodszy, naiwny, pełen ideałów, wierzący w reguły i zasady, drugi po przejściach, z niekrystaliczną przeszłością, wierzący, że cel uświęca środki.

maxresdefault

Pozostaje jeszcze sama forma. I na tym polu „Stare grzechy mają długie cienie” jest propozycją smakowitą. Alex Catalan odwalił kawał doskonałej roboty. Operator łapie w obiektyw skwar, jaki panuje na tamtym obszarze, zdjęcia są wspaniale skomponowane i emanują wielością barw i faktur. Jedna z ostatnich scen filmu, rozgrywającej się w trakcie rzęsistej ulewy na mokradłach, nabiera niespotykanej plastyki, a błoto wręcz wylewa się z ekranu.

Rodriguez często stosuje ujęcia z lotu ptaka. To majestatyczne obrazy, ale niosą ze sobą dość ponure znaczenia. Doskonale wtedy widać, jak mali jesteśmy i jak bardzo zbłądziliśmy. Narzucają niewygodną depresyjną perspektywę. Piękna, martwa natura.

Napięcie w „Stare grzechy mają długie cienie” buduje, po pierwsze, atmosfera obcości. Policjanci są z innego świata, miejscowi są wobec nich nieufni. Poza tym intensywne śledztwo przeszkadza Andaluzyjczykom w robieniu drobnych, acz podejrzanych interesów. Co zaczyna irytować lokalnych. Po drugie, mocy kryminalnej intrydze dodaje dwuznaczna relacja między bohaterami. Dwa światy a jak się później okazuje jeden przenika drugiego.

maxresdefault (1)

No i, po trzecie, „Stare grzechy mają długie cienie” to film umiejętnie wykorzystujący miejsce akcji: podmokłą okolicę, prawie jak z „Psa Baskerville’ów” Arthura Conana Doyle’a. Nie mogło tu, oczywiście, zabraknąć sceny, w której madryccy policjanci nocą, wśród bagien, gonią samochodem podejrzanego. A ten nagle gasi światła w swoim wozie.

To rasowy kryminał detektywistyczny. Intryga trzyma w napięciu, atmosfera jest odpowiednio gęsta, ukrywane tajemnice są szczelnie chronione. To próba hiszpańskiego rozliczenia się z przeszłością, oprawiona porządnym aktorstwem, mroczną muzyką oraz stylowymi zdjęciami przyrody niczym z National Geographic.

Brrr – to się ogląda!

8,5/10