Zmie­rzch jest tyl­ko za­powie­dzią no­cy,

która nie zaw­sze mu­si tonąć w mroku

Camerimage, trzeci dzień Festiwalu. Wybija godzina 19.45 Opera Nova – Sala Główna. Brak wolnych miejsc na wybrany seans. Stoję w kilkuminutowej kolejce z nadzieją, że wejdę do środka. Obok nowojorczyk, który nie może doczekać się seansu „Moonlight”. Zaczyna opowiadać, że już widział ten film, ale wywołał w nim tak skrajne emocje, że musi zobaczyć go ponownie. Byłam zdziwiona. Po niespełna dwóch godzinach wyszłam z seansu poruszona…

W tamtym momencie nie zdawałam sobie sprawy, że film opowiadający historię czarnoskórego chłopaka, który próbuje odnaleźć się w niebezpiecznym świecie narkotyków, zdobędzie aż 8 nominacji do Oscarów i zgarnie Złotego Globa. Bo „Moonlight” wygląda jakby był skrojony wprost pod najważniejsze nagrody filmowe.

Na ekranie widzimy specyficzne losy, rozgrywające się w nędznych dzielnicach Miami. Ale ich siła rozpościera się daleko poza kwestie rasy i psychoseksualnej tożsamości. Dojrzałe, wizualnie zjawiskowe i emocjonalnie piękne kino. Wiarygodny psychologicznie film, choć niekiedy za bardzo dramatyczny jak dla mnie. Po seansie pytamy o wartość samorealizacji, sens miłości, tęsknoty i lojalności.

Bez tytułu

MOONLIGHT (8/10) reż. Barry Jenkins

moonlight

Film o tym jak nie popełniać błędów dorosłych. Mija kilkanaście lat i tak je popełniasz. Film Amerykanina – Barrego Jenkinsa, nie wprowadza do światowej kinematografii nic nowego, a i tak porusza. „Moonlight” jest adaptacją dramatu Tarella McCraneya pt. „In Moonlight Black Boys Look Blue”. Jak słusznie zauważyli inni krytycy: „mamy tutaj do czynienia z antyczną tragedią, gdzie główny bohater zmaga się ze swoim fatum”. Film opowiada historię Chirona chłopaka z patologicznej rodziny, do którego w pewnym momencie ktoś życzliwy wyciąga pomocną dłoń. Mijają lata, Chiron dorasta i zastanawia się co jest dobre, a co złe. „Moonlight” jest pełen niejednoznaczności, gdzie dobro przenika się ze złem.

Za pomocą trzech rozdziałów ukazuję historię, która jest niezwykle konkretna pod kątem miejsca, czasu i stylu akcji. Dodam jeszcze, że jest uniwersalna. Film oferuje opowieść o ludziach, którzy żyją w świecie innym od naszego, różnią się od nas wyglądem, ale to tylko mylące pozory, bowiem wszyscy tak naprawdę jesteśmy tacy sami. Obraz porusza jeszcze dwa istotne tematy: samoakceptacji i wolności. Akceptacji tego co robię, jak kocham i co chcę osiągnąć, pomimo demonów siedzących w głowie. Można śmiało powiedzieć, że film jest głosem XXI wieku. Świata, który diametralnie zmienia się na naszych oczach.

I choć reżyserowi moim zdaniem zdarza się balansować na granicy przesadnego pesymizmu i emocjonalnego szantażu, to jednak kamera w sprawny sposób pozwala nam siedzieć obok, a dzięki wzruszającej muzyce chcemy chłopaka poznać bliżej. Znawcy sztuki filmowej mówią, że „Moonlight” może być czarnym koniem tegorocznych Oscarów.

„Moonlight” pomimo, że nie stara się o ckliwe historie i amerykański przepych, to elegancko równoważy emocje. Z ekranu uderza szczerość historii. Proszę nie określajcie filmu wyłącznie po okładce czyli trailerze.