Kiedy powiem sobie dość…?
Kiedy powiem sobie dość…?
Jeanette (Carey Mulligan) i Jerry (Jake Gyllenhaal) to małżeństwo z +10-letnim stażem. Duet uzupełnia nastoletni syn Joe (Ed Oxenbould). Szczęśliwa, amerykańska rodzinka? Tylko z pozoru… bowiem reżyser przez cały seans nie oszczędza widza. Pierwsze sceny ukazują nam nowe środowisko Brinsonów ze starymi problemami. Przeprowadzka i kolejne zwolnienie głowy rodziny. Ucieczka niż zmierzenie się z trudnościami. To już było, to znamy, to nas wkurza. Obraz w doskonały sposób pokazuje zamiatanie spraw pod dywan i koloryzowanie rzeczywistości. Jerry wyjeżdża do pracy (którą traktuje jak misję!) przy gaszeniu pożarów w lesie, zostawiając syna i zatroskaną żonę. Zagubiona kobieta wdaje się w romans, który tylko na chwilę pozwala jej poczuć się dziewczyną, jaką była kiedyś – szaloną, seksowną i pełną marzeń.
Zachwycający pięknem debiut reżyserski i scenariuszowy Paula Dano (aktora znanego m.in. z: „Młodości”, „Zniewolonego. 12 Years a Slave”, „Labiryntu” czy „Aż poleje się krew”) na podstawie bestsellerowej powieści Richarda Forda, laureata Nagrody Pulitzera.
Początkujący reżyser wymownie pokazuje jak ewoluujące nieporozumienie w rodzinie i mnogość czynników się na to składających, obdziera jednostkę społeczną z nadziei na lepsze jutro. Oglądając „Krainę wielkiego nieba” od razu nasuwają się skojarzenia z podobnymi tematycznie filmami: znakomitą „Drogą do szczęścia” Sama Mendesa oraz ruszającym „W kręgu miłości” Felixa Van Groeningena. W tym przypadku również mamy marzycieli, których brutalny świat, czas i presja otoczenia, ściągają na ziemię. Bohaterowie jadą po szczęście, potrącając najbliższych na drodze nie usłanej różami… Wygodne życia czy palpitacje serca?
Spójna warstwa wizualna doskonale komunikuje się z nieprzegadaną narracją. Plusem jest również trafnie wkomponowana muzyka, która jest tłem do dramatu oraz wybór postaci drugoplanowych (Bill Camp), których oglądamy na ekranie. Mamy miejski pejzaż kłamliwie poukładany i zagracony obojętnością. „Niezwykle określający nastrój, który łatwo na pierwszy rzut oka przegapić. Niektóre kadry mają w sobie ducha i myśl Edwarda Hoppera. Chwilami to martwa natura, chociaż są to postaci żywe. I te niekończące się, rozdzierające serce widza, nieustane oczekiwanie…” – źródło.
Rodzina jako uniwersalny mikroświat człowieka? Socjologowie rodziny zgodnie stwierdzają, że obecnie człowiek posiada silniejszą niż dawniej tendencję do zakładania rodziny, chociaż równocześnie i silniejszą tendencję do jej rozwiązywania (Dyczewski, 1994). Mocno na to wpływa zagubienie i poczucie osamotnienia. Wynika ono z faktu, że stosunki pomiędzy ludźmi zatraciły wartość. Wśród wymogów punktualności, identyczności zachowań i skuteczności człowiek czuje się samotny pomimo licznych technicznych więzi i kontaktów z innymi. Z tą samotnością bardzo silnie związane jest poczucie ograniczenia, które prezentuje w filmie Paul Dano. Swoich bohaterów sytuuje w Ameryce lat 60., jednakże przekaz jest odniesieniem do współczesnej rodziny.
Bowiem człowiek działa w skomplikowanym systemie, a przez to żyje tylko fragmentarycznie, w pośpiechu, szarpany ambicjami i konfliktami. Wszystko ma z góry zorganizowane i zaplanowane. Jest podporządkowany drobiazgowo przemyślanemu planowi. Odtrutkę na te zjawiska i stany można znaleźć bądź w różnych formach ucieczki od społeczeństwa, a tym samym od rodziny.
„Kraina wielkiego nieba” pokazuje, że w rodzinie nie tyle jest ważne, co dany człowiek posiada lub co może, lecz kim jest dla pozostałych jako ojciec, żona bądź dziecko. Rodzina nastawiona jest na osiąganie celów osobowych realizowanych całościowo. Wtedy tylko świat małżeńsko-rodzinny pozostaje dla człowieka atrakcyjny. Jednostki mogą czuć się jak twórcy i kierownicy tego świata. Ten mikroświat można też „zabrać ze sobą” wszędzie, gdziekolwiek pociągną jednostkę warunki – lepsza praca, szersze możliwości itp.
Oczy reżysera i widzów podczas blisko 120. minutowego seansu, skierowane są na syna. Joe staje się bohaterem pierwszoplanowym, dzięki któremu obserwujemy rozgrywający się za zamkniętymi drzwiami dramat. Całkowicie stapiamy się z chłopcem na poziomie doświadczania tego, co dzieje się na ekranie. Kamera umiejętnie przeskakuje od ujęć wydarzeń na samego chłopca. Widzimy emocje wymalowane na jego twarzy i wraz z nim denerwujemy się oraz pozostajemy bezsilni. Reakcje i niepewność nastolatka nadają fabule niebywałego ciężaru.
Cieszę się, że reżyser unika prostego oceniania i wskazywania palcem winnego. Odpowiedzialni za rozpad rodziny są w równym stopniu oboje dorośli. Niesamowita jest również wnikliwość portretu psychologicznego dziecka w rozbitym małżeństwie. Tak często przecież Joe stanie się kartą przetargową, a sam nie ma już siły stać się superbohaterem i wyciągnąć rodziców z opresji. Na koniec muszę pochwalić Carey Mulligan. Tworzy ona perfekcyjny portret skrzywdzonej żony, która nie zamierza dłużej czekać, aż mąż wydorośleje. Moje tytułowe „kiedy powiem sobie dość” to wzór emancypacji, w końcu stanowienie o samej sobie. Kto z tej zabawy wyjdzie zwycięsko?
„Kraina wielkiego nieba” to kino oszczędne. Bez zbędnego patosu pokazuje wzloty i upadki rodziny. Zepsutej, rozpadającej się w drobny mak i świetnie zainscenizowanej. Uważam, że to najlepszy debiut reżyserski ostatnich lat! Paul Dano objawił się w nim jako niezwykle świadomy i inteligentny twórca. Wszystko poukładane, nieprzegadane i co najważniejsze niebanalne! Prosta historia, chwytająca za gardło. Będę z uwagą przyglądać się kolejnym poczynaniom twórcy za kamerą.
Mały wielki film, gdzie każdy gest, mimika oraz cisza, stanowią, że widz zostaje przewiercony od środka wnikliwością i nieprzewidywalnością. Można…? Można!
8,5/10
Zostaw komentarz