Żal życia na nudę!
Kto poznał mnie osobiście mówi, że mam owsiki i sekundy nie potrafię usiedzieć na miejscu. Sporo w tym prawdy. Bo jak moi drodzy mam nic nie robić? Kiedyś usłyszałam, że inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi i postanowiłam to sprawdzić.
- „Dbaj o siebie. Nie dla innych, tylko dla siebie. Egoizm? To głupie gadanie.”
- „Kieruj się pasją. Miej pasję. Nie oceniaj życia kategoriami. Miej marzenia i je spełniaj.”
- „Wyluzuj. Napięcie jest ważne, adrenalina jest potrzebna, bo to element naszej zwierzęcej natury, ale nie kumuluj stresu. Wykorzystuj stres na swoją korzyść. Minimalizuj go.”
To kilka zasad, które kiedyś przeczytałam i próbuję wcielać w życie. W codziennym pędzie łatwo przestać zauważać rzeczy, które nadają życiu barw i smaku. Wszystko zlewa się w jedno, a dzień można streścić w 3 słowach – sen, praca, jedzenie. Jakiś czas temu postanowiłam to zmieć i tak oto powstała ta zakładka! SLOW LIFE. Nie, nie od razu, ale stopniowo. Tutaj zapraszam wszystkich, którzy chcą zwolnić, lubią podróże i chętnie spędzają czas ze znajomymi. Podrzucę kilka pomysłów aby codzienność stała się kolorowa, a dobry nastrój udało się zatrzymać na dłużej.
LUDZI DOBREJ WOLI JEST WIĘCEJ!
Na samym początku pragnę zauważyć, że jeszcze kilkanaście godzin temu nie byłoby tego wpisu i zdjęć. Zgubiłam aparat po piątkowym koncercie Dawida Podsiadło… Jak to ja zorientowałam się dopiero 30 km za Łodzią. Zadzwoniłam do kumpla – wolontariusza. Mega się zaangażował i … udało się! Ktoś znalazł i oddał do punktu obsługi. Tak pięknie znowu wierzyć w dobrych ludzi i szczęście, które przychodzi, gdy się go najmniej spodziewamy:)
OD POCZĄTKU RAZ JESZCZE
We wtorek – 21 czerwca br., po 12.00 odbieram telefon, że jestem potrzebna jako wsparcie w sopockim wydziale. Po egzaminie z ekonomii pakuję manatki i fruuuuu wagonem sypialnym. Tak zaczęła się moja 12-dniowa trójmiejska przygoda. Nie mogłam narzekać! Pogoda przepiękna, ludzie mili, drużyna Ultimate na miejscu i CIEPŁE morze. Po kilku dniach poczułam, że spokojnie mogłabym tutaj zamieszkać. Wieczorami nadrabiałam filmowe zaległości: „Mandarynki”, „Ich noce” i „Lekarstwo na miłość”.
Wypad nad morze, bez odwiedzenia kina to nie wypad:) Tak oto zawitałam do CH „Riviera” na „Jak urządzić orgię w małym mieście”, która mnie mega rozczarowała oraz „Zanim się pojawiłeś„.
Weekend również sobie zagospodarowałam – wyruszyłam z drużyną Masters na turniej do Chełmna. Miasta co prawda nie zwiedziłam, ale z opalona buzią i dziurami w pamięci wróciłam szczęśliwa. Nagle zawitała środa 29 czerwca i upragniony urlop…
JEDZONKO
Od najmłodszych lat byłam niejadkiem. Rodzice dwoili się i troili abym zjadła cokolwiek. Za mamusię/tatusia, leci samolocik oooo itp. Kilkanaście lat minęło i z radością w sercu mamy jem coraz więcej. Z płaczem przed lustrem również rosnę wszerz. Tak czy siak w Trójmieście, które regularnie odwiedzam, mam kilka sprawdzonych miejscówek gdzie szama smakuje wyśmienicie. Ostatnio doszły trzy kolejne pozycje:
- Aleja 40 z wyśmienitymi śniadaniami!
- Bar Przystań, gdzie zjesz najlepszą rybkę w Trójmieście:)
- Ristorante Tesoro – La Dolce Vita.
FESTIWAL
To był mój trzeci wypad na Openera. Trójmiejska impreza co roku jest rajem nie tylko dla wielbicieli muzyki alternatywnej, ale i dla sprzedawców kaloszy – tym razem również się przydały bo pogoda była w kratkę.
Z tegorocznego festiwalu zapamiętam rekordowe tłumy na papryczkach, godzinne korki w drodze na festiwal, dzieciaki w oldschoolowych słuchawkach, Żywca w nalewkach (chociaż po Porterze bywało różnie…:)), zakład fryzjerski oraz oczywiście mecz Polska – Portugalia .
CZAS WOLNY
Kto mnie zna to wie, że nie lubię siedzieć bezczynnie i każdą wolną chwilę w pełni zagospodarowuję. Tak jak pisałam we wstępie – żyje się raz!
Nie tracąc czasu, przed południem po sycących śniadaniach wyruszaliśmy z ekipą przed siebie. Był wymarzony cypel na Helu, plażowe layouty z dyskiem w dłoni i kąpiel w polskim morzu. Nie zabrakło również gierek, nocnych seansów pod chmurką czy w alterkinie. To tutaj skusiłam się na film dokumentalny „Amy”.
W życiu artystki wszystko stało się bardzo szybko. Wystarczyło zaledwie kilka lat i dwie płyty, żeby Amy Winehouse weszła do muzycznego mainstreamu, zdobyła liczne nagrody i popularność na całym świecie, stając się ikoną. W jej prywatnym życiu wszystko szło w tym czasie w odwrotnym kierunku — im wyżej pięła się po stopniach kariery, tym bardziej pikował stan jej zdrowia. Czy film jest wzruszający? Nie powiedziałabym. Jest to dokument dla wszystkich, typowych „hejterów”, ludzi neutralnych czy zaciekawionych. Nieważne, czy kojarzysz Amy Winehouse z nagłówków z gazet, z jednej piosenki z radia czy znasz jej każdy kawałek – jeśli masz czas i ochotę zobacz.
„Amy” jest dobrze „zrobiona”. Widać, że reżyser zna się na swojej robocie i potrafił dopiąć wszystko na ostatni guzik. Jedyne, co może drażnić widza, to aż przesadne eksplorowanie Winehouse na ekranie. Jednak to nie zmienia faktu, że „Amy” warto poznać – 6/10.
Na sam koniec trochę historii – odwiedziłam Westerplatte. W tym miejscu komentarz jest zbędny.
Zawitałam również w Gdyńskim Centrum Filmowym, które bardzo mnie rozczarowało… Jak na miejsce, w mieście o ponad 40-letniej historii polskiej kinematografii spodziewałam się czegoś więcej. Centrum powstało rok temu w charakterystycznej, monolitycznej bryle i białej, szklanej elewacji. Jego projekt jest dziełem gdyńskiego biura architektonicznego ARCH-DECO, uhonorowanym główną nagrodą Eurobuild Awards 2105.
To tutaj odbywają się wydarzenia artystyczne – plenerowe seanse filmowe, koncerty i spotkania z twórcami. Niestety poza repertuarem kinowym na co dzień nie ma wystaw, muzeum ani zawartej w mieście historii… a szkoda:(
WRÓCIMY TU JESZCZE !
Tak czy siak – Trójmiasto zawsze na propsie:)))
Bo gdzie tak jak tu z wolna sączą nam się poranki,
leniwie ciekną po szybach zachody słońca
no czego chcieć więcej?Bo gdzie tak jak tu kapryśnie kosmacą się myśli
przez pozamykane drzwi i garną się tłuste dni
no czego chcesz więcej?No ale najważniejsze to że kiedy zamkniesz oczy,
kiedy zamkniesz oczy nic nie zaskoczy Cię…
nic dodać nic ująć – bawiłem się doskonale 🙂
A ja dziękuję, że tak dzielnie trzymałeś mnie na swych barkach…:);*
z przyjemnością się czyta co piszesz! czekam na więcej 🙂
Oooo bardzo mi miło:) Mam nadzieję, że nie zawiodę;)
Świetna relacja i piękne zdjęcia! Też bawiłam się wyśmienicie po raz kolejny, bo Opener to obowiązkowy punkt początku lata w moim kalendarzu 🙂 Już czekam na kolejny! 🙂
Bardzo serdecznie dziękuję za miłe słowa:) Tak Opener to obowiązkowa pozycja na kalendarzu imprezowym. Obecnie na Woodstocku jestem. Do zobaczyska!