MIAU MIAU MIAUCZYŃSKI
Twórczość Marka Koterskiego jest wyjątkowo trafna, i co ważniejsze, szczera. Reżyser należy do pokolenia reżyserów „kina moralnego niepokoju”, ale jego dorobku artystycznego nie da się zamknąć w obowiązujące ramy. Każdy kolejny film prezentuje nas samych – nasze fobie, obawy i wady. Tym bardziej imponująca jest odwaga reżysera, który niejednokrotnie wplata w filmy wątki autobiograficzne. Jego alter ego – Adam/Michał Miauczyński to inteligent, któremu mimo wygórowanych ambicji nie udaje się zrobić kariery, cierpiący na bezsenność stara się przeżyć w zmieniającym się świecie. Podczas 21. Festiwalu Filmów Kultowych, zaprezentowaliśmy publiczności filmografię Koterskiego. Niestety przed Gdynią nie udało się załatwić od dystrybutora „7 uczuć”, a szkoda – bowiem byłoby to świetne uzupełnienie poniższych tytułów. Nie widzieliście wcześniejszych filmów reżysera? Poniżej ściąga:
Dom wariatów: premiera: 10 września 1985
Debiut kinowy reżysera. Trzydziestoletni Adaś Miauczyński odwiedza po dłuższej nieobecności swych rodziców. Spędza z nimi jeden wieczór. Tyle wystarczy by nie zwariować. W tym filmie dom jest miejscem niezręcznym i toksycznym. Rodzice żyją rutyną, a problemy najbliższych przypominają irytującą drzazgę, która od lat nie chce wyjść. Ostatecznie prawda zaboli i nic już nie będzie takie samo.
Życie wewnętrzne: premiera: 28 sierpnia 1987
Adaś Miauczyński tym razem ma 40 lat, a jałowość życia powoduje, że w bohaterze narasta agresja i obłęd. Wszystko, co robi, nie ma żadnego znaczenia ani dla niego, ani dla innych. Pewnego dnia wyrzuca za drzwi żonę, której nienawidzi. Po wieczornym spotkaniu z patrolem milicyjnym wyżywa się za to na sąsiedzie. Kiedy jedzie windą, staje się coś, czego nikt by się nie spodziewał…
Porno: premiera: 26 stycznia 1990
Michał Maiuczyński i jego skomplikowane relacje damsko-męskie. Kiedyś nałogowy podrywacz, obecnie życiowy nieudacznik. Jest pełen goryczy, żalu i tęsknoty za niespełnionymi młodzieńczymi marzeniami o prawdziwej miłości. Fabuła filmu opiewa wokół marzeń sennych i wspomnień kolejnych „zdobyczy” Michała. W pewnym momencie nasz bohater rozpoczyna się także poszukiwanie idealnej miłości i idealnej kobiety.
Nic śmiesznego: premiera: 2 lutego 1996
Pierwsza część trylogii Marka Koterskiego. Film rozpoczyna się w kostnicy: obserwujemy Adasia Miauczyńskiego po śmierci, w scenie, która paradoksalnie ma w sobie więcej goryczy niż smutku. Bohater opowiada o tym, że przez całe życie był drugi, a po śmierci najwyraźniej nic się nie zmienia. Widz poznaje jego historię, od narodzin do ostatnich sekund życia. Jego życie przeplatane było licznymi niepowodzeniami, które wyniszczały go od środka. Mimo że zrobił karierę w filmie, nie był zadowolony z życia.
Ajlawju: premiera: 18 czerwca 1999
Adam przeżył w życiu niejedno, ale wciąż czeka na wielką miłość. Marzy mu się namiętna kochanka, która spełni jego wszystkie pragnienia. Jego była żona zawsze uważała, że łóżko służy tylko do spania. Adam ma nadzieję, że jest gdzieś kobieta, która odmieni jego życie. I nie myli się: Oto na horyzoncie zjawia się piękna Małgorzata – tygrysica w skórze skromnej nauczycielki, która otwiera przed nim świat prawdziwej namiętności. Zaślepieni miłością zapominają o całym świecie. Ale ich uczucie czekają też trudne chwile – charakterami pasują do siebie jak pięść do nosa, a polskie realia wystawiają ich miłość na wiele prób. Czy więc romans może przetrwać? – źródło: Filmweb.pl
Dzień świra: premiera: 7 czerwca 2002
Najbardziej kultowy film w dorobku reżysera. Każdy z nas zna zapewne cytaty na pamięć. Obrazują one nas samych. Druga część trylogii opowiada o dojrzałym Adasiu Maiuczyńskim, u którego kontakty z ludźmi wywołują agresję i frustrację. Film ten zakorzenił się w popkulturze do tego stopnia, że wręcz potykamy się o niego w życiu codziennym. Reżyser udowadnia, że potrafi wyłuskać z ludzi ich najgorsze cechy. Pozycja obowiązkowa!
Wszyscy jesteśmy Chrystusami: premiera: 21 kwietnia 2006
Ostatnia cześć trylogii o przygodach i życiu Adasia Miauczyńskiego. Bolesne wspomnienia o ojcu alkoholiku. W filmie rzeczywistość miesza się z fikcją, a syn Adasia, wykreowany na wzór Jezusa, przez cały film prowadzi z ojcem dyskusję o ich relacji. O chwilach, w których Sylwuś przyjeżdżał przed maturą ratować ojca, pomimo tego, że sam popadał w nałóg narkotykowy. O tym, jak go wspierał i kochał bezwarunkową miłością, na jaką stać tylko dziecko. Historia jest raczej ponura. Doświadczamy najbardziej odrażających upadków głównego bohatera, od kupowania alkoholu za pieniądze ze skarbonki dziecka, po porąbanie choinki na jego oczach w pijackim szale.
Baby są jakieś inne: premiera: 14 października 2011
Rozprawa ze stereotypowymi opiniami na temat ról kobiet i mężczyzn. „To odgryzanie się mężczyzn, wyraźnie słabszych i przegranych – zagonionych pod ścianę, w narożnik, do kąta. Gadają na baby krytycznie, sarkastycznie, agresywnie, oskarżająco, żarliwie” – Marek Koterski. Dwójka inteligentów cytująca Czesława Miłosza i Gombrowicza sięga po szerokie konteksty kulturowe na potrzeby komentowania stereotypów. Film z powodu swojego tonu i pozornej niechęci wobec płci pięknej oberwał ze wszystkich stron. Ale to ostatecznie kino drogi. Drogi, na której końcu wszystko może się zmienić, nawet kobieta. Wszak to ona zmienną jest. – źródło: www.film.org.pl
5000/400
Ponownie Adaś Miauczyński jest uosobieniem frustracji oraz przywar Polaków. Tym razem Koterski idzie o krok dalej. Podczas seansu „7 uczuć” nie będziecie zrywać boków jak w przypadku „Dnia świra”. Zakładam inne emocje: wzruszenie i refleksję nad własnym życiem. Czy to źle? Pierwsza scena filmu, ukazująca dojrzałego Adasia (w tej roli Misiek Koterski) u psychologa, gdzie podsumowuje swoje utracone życie już sugeruje nam, że łatwo nie będzie.
Właśnie rozpadło się jego małżeństwo, a zagubienie w społeczeństwie doprowadza go do przeświadczenia, że nie potrafi już ukazywać uczuć. W pewnym momencie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przenosimy się do lat dzieciństwa. Na pozór szczęśliwych… Wraz z bohaterem będziemy mogli zdefiniować siedem podstawowych uczuć: strach, złość, smutek, zazdrość, samotność, wstyd oraz radość. A gdzie miejsce na… miłość?
„7 uczuć” to przede wszystkim refleksja na temat tego, w jaki sposób dzieciństwo kształtuje naszą osobowość i ile z niego pamiętamy. Cytując postać Krystyny Czubówny: „Nasze dzieciństwo trwa około 5000 dni, a pamiętamy z niego tylko 400 godzin”. Co Wy pamiętacie? Ja każde słoneczne lato, czas na trzepaku, gumę Hubba Bubba i grę w chowanego. Pozornie piękny okres życia niestety nie zawsze w pozytywny sposób decyduje o tym jak potoczy się nasza przyszłość… Bowiem proces socjalizacji może mieć poważne uchybienia, o których reżyser nie boi się otwarcie mówić. Dialog, a raczej jego brak w relacji: rodzic >—< dziecko.
Każdy człowiek ma potrzebę obcowania z drugim człowiekiem. Brak towarzystwa potrafi doprowadzić na skraj obłędu. Dlatego przed każdym rodzicem stoi zadanie, które polega na tym, aby nawiązać jak najlepsze relacje ze swoim dzieckiem, co niestety wcale nie jest takie proste. Człowiek świadomy korzyści jakie płyną z umiejętnego prowadzenia dialogu, powinien być uwrażliwiony na prowadzenie go z dzieckiem. Marek Koterski zabiera nas w bardzo szczerą podróż, pokazując otwarcie swoje największe koszmary z dzieciństwa. Przykuł uwagę do najdrobniejszych szczegółów. Pokazuje nie tylko stereotypowe zachowania dzieci (zabawę, pierwsze miłości i rozterki), ale i takie, które każdy z nas raczej zapomniał na przestrzeni wielu lat – małe radości.
Wszyscy byliśmy dzieciakami!
Ogromnym plusem najnowszego filmu Koterskiego jest obsada. Świetna Ostaszewska czyli matka Adasia – tak, ta sama od „pomidorowa – dobra” oraz Andrzej Chyra i Marcin Dorociński w rolach kolegów. Reżyser pokazuje szkołę życia. Wskazuje, że nigdy nie uda się nam wyrosnąć z mundurków i strachu. Strachu przed dorosłością. Finał również jest bolesnym wołaniem o pomoc, póki nie jest za późno…
Moim zdaniem film nie może równać się z kultowym „Dniem świra”, ale jest idealną lekcją dla każdego pokolenia Polaków. Zgadzam się, że kilka scen wyrzuciłabym ze scenariusza bo dłużą i irytują. O dwie sceny w klasie za dużo, o trzy rymowanki za daleko. Przeczytałam w jednej z recenzji, że „Gdy opada czar groteskowego konceptu, a humor ustępuje miejsca powadze, film w swym dramatyzmie okazuje się banalny i nachalny. Gwóźdź do trumny przybija mu Sonia Bohosiewicz swoim przeaktorzonym monologiem”. Trudno się z tym nie zgodzić. Tym niemniej seans/sesja (o dziwo nie tylko filmowy) stanowi trafną, nawet jeśli nadmiernie pesymistyczną, diagnozę stanu społeczeństwa. Pytanie – co z tym zrobimy po wyjściu z kina?
Reasumując: „7 uczuć” zmusza ich do autorefleksji i na pewno pozostanie jednym z najważniejszych filmów w dorobku Koterskiego. Miauczyński: siadaj – 4!
7/10
Zostaw komentarz