„Chmury zakrywają szczyt tylko dla tych, którzy są na dole.”
Najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Podobnie jest z filmami. Wybitnych obrazów jest za dużo – taka reflaksja narodziła mi się po kilku latach, oglądania średnio 350 pozycji rocznie!
Dlatego nie tracąc czasu na wstępny i filmoznawcze dywagacje, od razu przystąpiłam do odliczania. Wiadomo – ile osób, tyle wyborów, każdy znajdzie wybitne filmy, których poniżej nie zamieściłam. Znajdą się również pozycje, które będziecie chcieli skrytykować. Biorę wszystko na klatę!:)
Mam jednak cichą nadzieję, że pozycje, które tutaj będę wymieniać (moim zdaniem najlepsze z najlepszych), przydadzą Wam się przy wyborze tego, co warto nadrobić w miłym i doborowym towarzystwie.
Nigdy nie przeklęty…
Macie czasami tak, że po dosłownie dwóch/trzech kadrach wiecie, że ten film odmieni Wasze spojrzenie na niektóre elementy z życia? Tytuł poniższej recenzji powinien nosić nazwę: Dotknąć niemożliwego. A jak do tego dochodzą takie momenty, że czujesz się podobnie przeźroczysta, wydźwięk jest podwójny. Na palcach jednej ręki mogę wymienić twórców filmowych, którzy za pomocą prostych zabiegów, bez zbędnych dialogów, potrafią/li dogłębnie wpłynąć na moje skrywane emocje: Stanley Kubrick, Xavier Dolan, David Lynch, Krzysztof Kieślowski, Michelangelo Antonioni i on… Paul Thomas Anderson. Rocznik 1970.
Na jego filmy zawsze czekam z niecierpliwością. Karierę zaczął od historii gwiazdora porno, ale szerokiej publiczności i krytykom objawił się obrazem „Boogie Nights” i tak już poleciało. Nie ukończył żadnej artystycznej szkoły. O takich ludziach mówi się czasem „geniusz”. Na czym więc polega jego fenomen? Moim zdaniem, swoim bohaterom pozwala mówić własnym głosem. To postacie w jakiś sposób złamane i niekompletne, niedoskonałe modele pełne ubytków.
Fascynacja, erotyzm, aberracja i zakazany owoc. Tak żyje się u boku artysty? A może z artystą? Alma i jej poprzedniczki nie doznają akceptacji wielkiego Reynoldsa Woodcocka (Daniel Day-Lewis). Mistrza igły z nitką, ukochanego projektanta zadufanych i próżnych arystokratek. Zdejmuje on z nich miary i odziera z godności. Ich życie podporządkowane jest sztywnym regułom dotyczącym tego np., co Pan lubi jeść, w jaki sposób i czy wstał dzisiaj właściwą nogą. Oczywiście jak Pan tworzy to masz być cicho i zawsze się uśmiechać. Nie podoba się? To tylko chwila jak siostra Ciryl (oschła, lakoniczna i cudowna Lesley Manville) zamknie ci drzwi przed nosem. Jest to pierwsza produkcja w karierze Paula Thomasa Andersona, w której reżyser postanowił opowiedzieć historię z kobiecej perspektywy, według własnego pomysłu i scenariusza.
Gra zależności, pełna psychologicznych niuansów i skrywanych emocji jest czymś fascynującym. Przez cały seans odczuwasz każdy ruch jakbyś dotykał tkaniny, z której uszyte są suknie. Ten film jest po prostu piękny! Od razu ostrzegam, że nie jest to film dla każdego. Nie ma zawirowań i nabudowanych dialogów. Spodziewajcie się klaustrofobicznego klimatu, niedomówień i ciszy przeplatanej wymownymi spojrzeniami. Przez ponad dwie godziny Woodcock paraliżuje nasze ciało brakiem empatii, a przepiękne mieszkanie w sercu Londynu, odstrasza brakiem życia.
Projektant staje się ofiarą własnej, niczym niepohamowanej ambicji. Stany maniakalno-depresyjne potęgują uczucie Almy do mistrza. Siedzisz na skraju fotela i czekasz aż bomba wybuchnie. Tak się dzieje w połowie filmu. Rozmowa „kochanków” jest imponująca! Krieps to nieoszlifowany diament, zaś Day-Lewis jak zawsze popisuje się swoją wirtuozerską techniką. Iskrzy! Reżyser sugeruje w finale, że zdrowy rozsądek i nasze skłonności do rekonstrukcji przebiegu akcji na nic się nam zdadzą.
Cokolwiek robisz, rób to ostrożnie.
Edward Lewis: Vivien czego Ty chcesz?
Vivian Ward: Chcę czegoś więcej…
Edward: Pytanie brzmi: o ile więcej?
Vivian: Chcę by było jak w bajce.
Edward: Niemożliwe związki. To mój wyjątkowy dar. Niemożliwe związki…
Cytat z filmu „Pretty Woman”, czyli współczesnej bajce o Kopciuszku, nosi opowieść o losach prostytutki, która swojego księcia poznaje w… pracy. Czy miłość, która narodziła się z żądzy pieniądza może być równie piękna, jak te najszlachetniejsze jej odmiany? Podobnie jest z Almą: kocha za coś, czy kogoś? Byłaby w stanie pokochać Woodcocka gdyby był zwykłym robotnikiem? Rad na dobry związek jest podobno tyle co szczęśliwych par. Na początku jest zauroczenie, zakochanie, a potem…? Szarość życia, pranie skarpet, a w przypadku Almy siedzenie cicho i przytakiwanie mistrzowi. Dlaczego pragniemy kogoś bardziej, a sama myśl o tym, że zaraz może go zabraknąć powoduje migotanie przedsionków i szybszy oddech? W końcu mogą mnie wymienić na nowszy model.
Czym innym jest miłość wieku dojrzewania, odkrywająca swoją odmienność, pytająca o swoją atrakcyjność czy starająca się ją wypróbować, miłość nieśmiała, upleciona z westchnień, marzeń, skrywanych uczuć, nieśmiałych spojrzeń, ukradkiem „kradzionych” dotyków, pocałunków. Jest to kochanie, które pozwala dotrzeć do innego siebie, do siebie, który się staje, który jeszcze nie jest w pełni, który jest jeszcze niewinny, nie zepsuty. Ta miłość ma także bardzo wiele form wyrazu. Przemienia człowieka, pozwala mu „dotykać nieba”.
Jeszcze inne doświadczenie stanowi miłość wieku dojrzałego, osadzona w rzeczywistości, zaadresowana do konkretnej osoby. Jest to miłość bardziej doświadczona, świadoma pewnych niebezpieczeństw. Tej miłości towarzyszy poczucie większego obowiązku, poczucie wspólnego zadania do spełnienia. Miłość wieku dojrzałego to miłość dawania całego siebie, często namiętna, cielesna, choć ta cielesność jest już bardziej konfrontowana z życiem codziennym, mniej idealizowana.
W relacji mamy zawsze do czynienia z konkretnym człowiekiem, a nie z abstrakcyjną ideą, często ujmowaną w bezkrytycznie idealnych terminach. Ważnym elementem „pracy nad miłością” jest świadomość, że wszystko w naszym życiu ma konsekwencje. Każda decyzja, każdy czyn, jak i każde zaniedbanie, ma swoje skutki. I nie mogę łudzić samego siebie. Muszę pytać się o konsekwencje moich działań. Co ten nasz kontakt rozwija, do czego się przyczynia? Czy pomaga do rozwoju, większego rozumienia siebie i docenienia siebie czy też powoduje poczucie wstydu, zażenowania, wyrzuty sumienia, itp.? – Źródło
Alma na pierwszy rzut oka to dziewczyna „prosta”. Bez wykształcenia, nieśmiała i nie znająca swojej seksualności. Jej uparte próby uszczęśliwiania projektanta spotykają się z coraz to gwałtowniejszym oporem. Sfrustrowana sięga po środki bardziej radykalne. Zamienia się w swoistą wiedźmę, która za pomocą czarów pragnie zdobyć ukochanego. Magia wpłynie na ciało, a czy uwiedzie duszę?
„Nić widmo” to wyrafinowana gra. Gra niedomówień i wielkich ambicji artystycznych. Napięcie budowane jest stopniowo, ale bardzo powoli, wręcz niezauważalnie stajemy się lokatorami domu mody Woodcock. Nie można zapomnieć o przepięknej, momentami porywczej muzyce Jonny Greenwood (gitarzysta zespołu Radiohead), który na stałe współpracuje z reżyserem (Aż poleje się krew (2007), Mistrz (2012), Wada ukryta (2014)), która uzupełnia całość. Używając metafor, film jest skrojoną na miarę opowieścią o szykownych bohaterach, za dużych emocjach i przyciasnych oczekiwaniach.
P.s. Daniel Day-Lewis – wróć – proszę…
Dziękuję mistrzu za ten obraz. Jest znakomity 9/10
Zostaw komentarz