„Chmury zakrywają szczyt tylko dla tych, którzy są na dole.”
Najbardziej lubimy piosenki, które już znamy. Podobnie jest z filmami. Wybitnych obrazów jest za dużo – taka reflaksja narodziła mi się po kilku latach, oglądania średnio 350 pozycji rocznie!
Dlatego nie tracąc czasu na wstępny i filmoznawcze dywagacje, od razu przystąpiłam do odliczania. Wiadomo – ile osób, tyle wyborów, każdy znajdzie wybitne filmy, których poniżej nie zamieściłam. Znajdą się również pozycje, które będziecie chcieli skrytykować. Biorę wszystko na klatę!:)
Mam jednak cichą nadzieję, że pozycje, które tutaj będę wymieniać (moim zdaniem najlepsze z najlepszych), przydadzą Wam się przy wyborze tego, co warto nadrobić w miłym i doborowym towarzystwie.
Berlin, baby!
Stolica Niemiec, urzeka nadzwyczajną różnorodnością atrakcji, bogatym życiem kulturalnym i żywiołowością, a zarazem luzem. Nieustanne zmiany charakteryzują żywiołową, emanującą energią metropolię. W Berlinie byłam dwa razy na turnieju. Za każdym razem bardzo cierpiałam w niedzielę po Saturday Night, która pochłonęła mnie do reszty…
Tytuł może i banalny, ale nie dajcie się zwieść. Tak samo informacją, że to niemiecka produkcja. Sebastian Schipper, reżyser „Victorii”, zdobywcy Srebrnego Niedźwiedzia na Berlinale i czterech nominacji Europejskiej Nagrody Filmowej stworzył jeden z najlepszych obrazów 2015 roku!
Victoria to dwudziestoparoletnia Hiszpanka, mieszkająca od kilku miesięcy w Berlinie. Utrzymuje się z pracy barmanki w kawiarni. Poznajemy ją, kiedy samotnie (???) opuszcza nocny klub i zostaje zaczepiona przez czterech młodych mężczyzn. Bez zastanowienia kontynuuje z nimi nocną eskapadę. Od początku coś mi nie pasuje. Tyle się słyszy o gwałtach, odcinaniu głów czy nieprzytomnych dawcach organów. Ale Hiszpanka jest zauroczona nocnym spacerem, w trakcie którego wydarzy się wiele nieoczekiwanych wypadków, z napadem na bank i dramatyczną ucieczką włącznie.
Scenariusz miał raptem 16 stron, a duża cześć tego, co widzimy na ekranie, to efekt improwizacji aktorów na planie. Film został nakręcony w jednym ujęciu kamery co dla mnie jest prawdziwym wyzwaniem! Dzięki temu zabiegowi widz ma poczucie, że jest naocznym świadkiem realnych wydarzeń, pozostając dla nich niewidocznym. Co więcej, operator (świetny Norweg Sturla Brandth Grøvlen) potrafił skoncentrować naszą uwagę na wybranych detalach, podkreślając charakter poszczególnych scen, co zasługuje na szczególne uznanie.
Jedna noc, kilka wątków i rosnące napięcie. Film, siłą rzeczy, jest wyjątkowo spójny – zarówno fabularnie, jak i stylistycznie. Pomimo jedności czasu, miejsca i akcji nie ma jednak mowy o teatralności, która rzadko sprawdza się na wielkim ekranie. Na uwagę zasługuje również ścieżka dźwiękowa, świetnie podkreślająca atmosferę „Victorii”. Odpowiada za nią Nils Frahm, łączący w swojej muzyce elementy klasyki, jazzu i elektroniki.
Dziewczyna zostaje wplątana w historię, która przerasta nie tylko ją, ale także chłopaków, którym towarzyszy. Przyjdzie jej zapłacić wysoką cenę za swoją niefrasobliwość. „Victoria” opowiada o tym, że pragnienie poznania i przygody często wygrywa z rozsądkiem. Gdy zerwie się zakazany owoc, nie ma odwrotu, trzeba ponieść konsekwencje. Niby nic oryginalnego, ale jak to jest opowiedziane!
Moi drodzy – obowiązkowa pozycja do nadrobienia;))))
8/10
Zostaw komentarz