Termin film jest terminem bardzo luźnym, o czym świadczy niniejszy alfabet kina. Odnosi się on zarówno do kina niemego, jak i do najnowocześniejszych rozwiązań techniki. Wszystkie poniższe definicje w dużej mierze opierają się na wspólnym rdzeniu – zbiorze koncepcji, które przez blisko 125 lat wyznaczały trendy w kinematografii. Były to sposoby produkcji, spojrzenie reżyserów, detale czy dystrybucja.

Kino często określane jest dziesiątą muzą. Jednak w porównaniu z poprzednimi sztukami, nadal ma pełne pole do popisu i ewolucji. Film wykorzystuje złudzenie ludzkiego oka, odczytującego ciąg szybko następujących po sobie, nieruchomych obrazów. Filmu nie wymyślili artyści, ani nie wymyślono go dla artystów. Jego atrakcyjność jako rozrywki dla niewybrednej publiczności szybko zyskało uznanie tłumów.

Film jest kwintesencją sztuki nowoczesnej. Ambicją autorki tego cyklu jest przedstawienie (jej zdaniem) najważniejszych teorii, definicji i technik, które były kluczowym motorem napędowym w rozwoju kina. Choć X muza zawsze miała wymiar globalny, większość idei z nią związanych ma swoje korzenie na Starym Kontynencie i w Stanach Zjednoczonych. Niektóre rozwiązania powstały w odpowiedzi na konkretne problemy techniczne czy zapotrzebowania widzów.

Nikt nie jest w stanie przewidzieć, w którą stronę zmierza film i jakie zmiany czekają nas za 20/30 lat. Biorąc pod uwagę swoistą rewolucję w zakresie technologii, być może przyszłością kina będzie interaktywność i interdyscyplinarność rodem z „Ex Machiny”? Jedno jest pewne: style, techniki i procesy pojawiają się i przemijają, ale filmy nadal odwołują się do uniwersalnych idei i wywołują skrajne emocje. Film od początku istnienia miał zapewniać widzom rozrywkę, wzruszenie, śmiech i strach, niezależnie czy odzwierciedla rzeczywistość, czy jest słodką ucieczką.

Obecnie duża część osób utożsamia sztukę animacji z zabawnymi filmami tworzonymi z myślą o najmłodszych typu “Shreak” czy “Toy Story”. Należy jednak pamiętać, że spora część historii kina została ukształtowana przez animowane filmy tworzone za pomocą zabawek optycznych. BUMMM na animację zrodził się jeszcze przez II wojną światową i do lat 70-tych XX wieku większość seansów kinowych obejmowała kreskówki. Dzisiaj animowane filmy pełnometrażowe kształtują nowe pokolenie młodych kinomanów.

Moje pierwsze spotkanie z białym ekranem rozpoczęło się w 1994 roku, kiedy to płakałam jak Mufasa został zrzucony ze skały. Nie miałam wtedy jeszcze pojęcia o technikach i gatunkach filmowych, ale “Król Lew” studia Walta Disneya zauroczył mnie na lata. Do jego stworzenia użyto nowych technik: postacie zostały narysowane ręcznie, a efekty oświetlenia oraz efekty trójwymiarowe wygenerowane zostały komputerowo. Film okazał się ogromnym sukcesem komercyjnym. Podobnie było z produktem firmy Pixar pt. „Toy Story”, pierwszym filmem pełnometrażowym, stworzonym całkowicie przy użyciu techniki komputerowej.

Cofnijmy się jednak do XIX wieku, a konkretnie do roku 1892, kiedy to Émile Reynaud, franuski prekursor techniki filmowej i filmu animowanego, skonstruował praksinoskop i w 1892 wyświetlił pierwszy animowany film „Pauvre Pierrot”. Pojawienie się ruchomych obrazów fotograficznych ograniczało jednak produkcję animacji, która stała się drogą i czasochłonną formą sztuki. Z kolei w pierwszej dekadzie XX wieku Amerykanin John Bray podzielił rysowanie i kolorowanie postaci i tła pomiędzy specjalizujących się w tym artystów. Earl Hurdu usprawnił proces produkcji filmów animowanych za pomocą poruszania poszczególnych elementów złożonego obrazu bez poruszania tła.

Ojcem animacji na zawsze jednak zostanie Walt Disney. Legenda animacji zdobył rekordową liczbę 59 nominacji do Oscarów, z czego zdobył 22 statuetki. Jest twórcą takich postaci jak Myszka Miki, pies Pluto czy Kaczor Donald. To Walt Disney zaczął tworzyć filmy pełnometrażowe z komercyjnymi nowinkami. Przekonał się do połączenia realizmu z antropomorfizmem. Był to trafny chwyt marketingowy, którzy przyciągnął rzesze młodych widzów, kupujących gadżety towarzszące filmom animowanym. Disney z biegiem lat wdrożył również kamerę wieloplanową i rotoskopię (uciekając się do nagrywania scen z udziałem aktorów, aby móc dokładnie odwzorować ruch na papierze). Otworzyło to drogę do odwzorowania cyfrowego i pobierania obrazu, które współcześnie stosowane są w animacji komputerowej.

 

Choć zarówno kreskówka sprzed roku, jak i ta sprzed 50 lat jest historią opowiedzianą za pomocą ruchomych obrazków, te produkcje pod względem technicznym różni praktycznie wszystko. To wynik ponad stu lat ewolucji technik animacji. W latach 40. istnieli już kultowi bohaterowie klasycznych dziś kreskówek. Warner Bros. (Bugs, Daffy) i MGM (Droopy, Tom i Jerry). Studio Hanna-Barbera doprowadziło do perfekcji technikę zwaną limited animation, polegającą na recyklingu rysunków i animowaniu tylko tych części ciała postaci, które miały się w danej chwili poruszać. Przykładowo: głowa i tułów Freda Flintstone’a były elementami narysowanymi osobno.

Wraz z rozwojem technologii pojawiały się nowe metody animacji. Powstało tzw. stop-motion, które polegało na fotografowaniu klatka po klatce kukiełek w różnych fazach ruchu. Tę czasochłonną technikę wciąż wykorzystuje się w produkcji filmów animowanych (jednym z ostatnich jest „Frankenweenie” z 2012). Na przełomie lat 70. i 80. coraz większą rolę zaczęły odgrywać komputery. W tym miejscu na uwagę zasługują filmy zza żelaznej kurtyny. Tworzone były animacje satyryczne, a Japończycy, którzy do perfekcji wykorzystali animację reprezentowali eskapistyczne podejście do animacji i czerpią inspirację z komiksów manga. Anime w niebagatelnym stopniu wpłynęła na animacje dla dorosłych. Przykładem nich będzie „Persepolis” film animowany z 2007 r. wyreżyserowany przez Vincent’a Paronnauda i Marjane Satrapi.

Filmy czy seriale animowane wciąż są rysowane, ale proces ten wygląda inaczej niż kilkadziesiąt lat temu. Ze względu na czas potrzebny do realizacji kreskówki jeden serial często tworzy kilka niezależnych ekip. Warto zaznaczyć, że anime w dużym stopniu wpłynęła także na grafikę gier komputerowych i efekty cyfrowe, dzięki którym wytwórnie hollywoodzkie zbierają dzisiaj miliony. W przeprowadzonych przeze mnie badaniach film animowany, który przeciągu 15 lat miał najlepszą promocję marketingową to bez wątpienia „Avatar” w reżyserii Jamesa Camerona. Była ona obecna we wszystkich mediach, w różnorodnych formach prezentacji – plakatach, reklamach, zwiastunach, gadżetach i czołówkach gazet. Na początku było ciężko. Zarzucano „Avatarowi” ogromne koszty i efekty specjalne najnowszej generacji, które nie utrzymają ciężaru rozgłosu. Watykan zarzucał Cameronowi, że poza technologią, za mało jest ludzkich emocji w świecie alienów . Widzowie nie dali się jednak podejść i tłumem wtargnęli do kin. Avatar został okrzyknięty pierwszym filmem w technologii 3D – świat oszalał. Film Camerona przenosił nas w całkowicie inny świat – świat magii. Budżet sięgnął nawet 400 mln dolarów. Aktorzy nie pisnęli słowa na temat treści, a w Internecie pojawiały się fałszywe scenariusze. Każdy kolejny ujawniany fragment musiał mieć otoczkę wielkiego wydarzenia. Tak samo było z zwiastunami w najlepszym czasie oglądalności w Polsce: przed wiadomościami, faktami i prognozą pogody.

W Hollywood zagościła era cyfrowych megahitów – jeśli film nie zdobędzie widzów już podczas pierwszego weekendu, rzadko osiąga sukces kasowy. Zdarza się, że filmy tradycyjne posiłkują się komputerem w celu automatycznego dorysowania klatek i zwiększenia płynności ruchu, zaś filmy animowane komputerowo są celowo tworzone na podobieństwo tradycyjnej animacji. Niekiedy trudno rozpoznać różnicę.

Cóż za smutna epoka, w której łatwiej
jest rozbić atom niż zniszczyć przesąd.

– ALBERT EINSTEIN

Albert Einstein wypowiadając słowa: „Cóż za smutna epoka, w której łatwiej jest rozbić atom niż zniszczyć przesąd” miał sporo racji. Filmowość animacji nie jest związana z żadnym konkretnym medium, ale ze sposobem jej odbioru przez widza. Jaka będzie przyszłość filmów animowanych? Liczę na to, że w następnej dekadzie nastąpi prawdziwy renesans. Ostatnio słuchałam audycji „Stacja kultura” w Czwórce – polskim radiu. Całkowicie zgadzam się z dziennikarzem Gazety.pl – Markiem Kuprowskim, że w przyszłości może nas czekać powrót filmu rysunkowego, lalkowego czy wycinankowego. Bo tak naprawdę czym jeszcze film może nas zaskoczyć? Obecnie mamy takie niesamowite technologie, aktorów potrafiących zagrać wszystko i postprodukcje dokonujące cuda, że trudno wyobrazić sobie kolejny przeskok. Rewolucją było kino 3D, ale widzowie mają świadomość, że jakość efektów bywa różna i nie wszyscy twórcy przykładają się do wykorzystania pełnych możliwości tej technologii. Mimo to trójwymiar jest chętnie oglądany, tym bardziej jeśli jego poziom naprawdę robi wrażenie, co pokazał sukces dwóch „Hobbitów” czy „Grawitacji”. Z kolei Technologię 5D można traktować raczej jako ciekawostkę niż przyszłość kinematografii. Kino zapachowe może znaleźć swoje miejsce przy okazji jednorazowych premier filmowych lub wydarzeń specjalnych, ale nie będzie elementem kin komercyjnych.

Przyszłością filmów animowanych powinien być dobry pomysł i wyraziści bohaterowie. To oni nadają kształt całemu projektowi. Za nimi idą historia i forma oraz tłumy fanów. To z nimi najmłodsi się utożsamiają. Aktualnie żyjemy w czasach przesytu. Powstaje ogromna ilość treści. Będziemy dokonywać selekcji i pozostaną tylko filmy, które zaspokoją nasze emocje. Obecnie większość naszych wyborów bazuje na naszych emocjach. Doskonałym przykładem są chociażby reklamy, budowane metodą storytellingu. A wracając do renesansu, spójrzcie jak obecnie radzą sobie kina studyjne? Malutkie sale przeżywają oblężenie, bo dostarczają właśnie rzeczywiste emocje. Animacja stoi na bardzo wysokim poziomie. Wniosek jest z tego taki, że nie potrzebujemy kolejnego przełomu technologicznego. Mamy do dyspozycji znakomite narzędzia techniczne. Teraz musimy się z nich nauczyć korzystać mądrze, a więc pójść w stronę jakości. Ilość dziś nikomu nie jest potrzebna.

Grafika: Pinterest.com